Kamil Szeremeta: Znam wielu świetnych zawodników, którzy poszli złą drogą [WYWIAD]
Przed zbliżającym się pojedynkiem z Jose Antonio Villalobosem zamieniliśmy kilka słów z Kamilem Szeremetą, białostockim pięściarzem, który niebawem stanie przed szansą zdobycia tytułu mistrza Europy w wadze średniej.
Kamil Szeremeta
Jak idą przygotowania do walki z Jose Antonio Villalobosem, która już za 2 tygodnie w szczecińskiej Azoty Arenie?
W tym momencie jestem jeszcze pod dość dużymi obciążeniami, ale już od następnego tygodnia zaczniemy z nich schodzić. Będziemy łapać świeżość, szybkość, aby w walce była dynamika.
Bycie faworytem starcia z Argentyńczykiem motywuje czy wywołuje dodatkową presję?
Nastawiam się, że będzie to najtrudniejszy zawodnik w mojej karierze, choć zawsze przygotowuję się w ten sam sposób, czyli że czeka mnie najtrudniejsza walka w dotychczasowej przygodzie z boksem. To daje mi kopa do tego, aby jeszcze ciężej pracować. O lekceważeniu go nie ma mowy, bo już jeden Polak to zrobił i – mimo że wygrał – to w oczach wielu obserwatorów i kibiców wcale zwyciężyć nie powinien. Mówię tu o Patryku Szymańskim.
A później walka o mistrzowski pas z Blandamurą.
Tak, właśnie. Ta najbliższa walka jest na podtrzymanie ringowej obecności, a później – w maju lub czerwcu – mam nadzieję, że dojdzie do starcia z Włochem.
Zdaje się, że miejsce tej bitwy nie jest jeszcze znane. Jesteś gotów zmierzyć się z Włochem np. w jego ojczyźnie?
Ja właśnie staram się o wyjazd. Chciałbym zawalczyć na jego terenie.
Czyli pasuje ci taka opcja?
Tak, jak najbardziej.
Trenujesz pod okiem Fiodora Łapina od niespełna roku. Będzie to twoja druga walka w ringu, odkąd za przygotowaniami stoi Rosjanin. Jak układa się współpraca?
Jest super, dogadujemy się, z każdym dniem czuję progres. Rozumiem to, co trener chce mi przekazać i czuję, że robimy w ringu dobrą robotę. Mam nadzieję, że to niebawem zaowocuje.
Słynący z twardej ręki trener nie daje w kość? Wierzysz, że dzięki intensywnym zajęciom Łapin poprowadzi cię – podobnie jak Krzysztofa Diablo Włodarczyka – do mistrzowskich tytułów?
Jak Włodarczyka albo Głowackiego. Tak, wierzę, że stać nas na mistrzostwo i wierzę, że trener zaprowadzi mnie do walki o taki tytuł.
Też byłeś – jak wielu znanych pięściarzy – w młodości tzw. trudnym dzieckiem? Czyli niekoniecznie było ci po drodze do szkoły, a życie toczyło się głównie wokół imprez?
Wokół imprez raczej nie. Bardziej, jak opuszczałem szkołę, to robiłem to, aby iść na trening. Nieraz, gdy szkoła była do godz. 18.00, a trening odbywał się o 15.30, to uciekało się z tych 3 ostatnich lekcji, aby zdążyć na zajęcia bokserskie.
I teraz zarabiasz na życie, robiąc to, co kochasz.
Tak, zwłaszcza, że teraz jestem coraz bardziej rozpoznawalny i dzięki temu łatwiej jest o sponsorów. Szczególnie tych z Białegostoku i ogólnie z regionu, bo głównie stąd pochodzą moi patroni i bardzo im dziękuję, że są i chcą pomóc.
Myślisz, że dużo jest takich osób, które mają talent, mogłyby osiągnąć w boksie sukces, ale różnego rodzaju pokusy nie pozwalają zrobić im kariery?
Pewnie, tylko wiesz, nie można mówić, co by było, gdyby. Bo gdyby dany zawodnik zaczął ciężej trenować i chodziłby na trudniejszych zawodników, to też nie wiadomo, jakby to wyglądało. Choć znam bardzo wiele przypadków świetnych zawodników, ale świetnych do pewnego momentu, bo nie poszli tą drogą, którą powinni, i skończyli słabo. Teraz pracują gdzieś na magazynach czy za granicą, a mogli być kiedyś naprawdę dobrymi pięściarzami.
Trzeba mieć zatem wiarę, samozaparcie czy mądrych ludzi wokół siebie?
Wydaje mi się, że wszystkie te rzeczy. Trzeba też mieć talent i kochać zmęczenie oraz ciężką pracę. Konieczne jest także szczęście i odpowiedni team wokół siebie. Na bycie mistrzem składa się tysiąc różnych niuansów.
Porozmawiamy ponownie za kilka miesięcy i będziesz już wtedy mistrzem Europy w wadze średniej?
Tak, i wtedy przyjadę, nałożę na ciebie pas i zrobię ci zdjęcie (śmiech).
Ok, to jesteśmy umówieni. W takim razie życzę ci tego mistrzowskiego tytułu z całego serca.
Wielkie dzięki.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl