Jagiellonia podała Legii tlen. Tragiczna passa warszawian to już historia
W tym sezonie PKO Ekstraklasy aż 10 drużyn potrafiło ogrywać warszawską Legię. Jagiellonia również miała chrapkę, by utrzeć mistrzom Polski nosa, ale to warszawianie na stadionie przy ul. Łazienkowskiej byli górą.
Grzegorz Chuczun
Pierwszą połowę białostoczanie przespali
Jagiellonia Białystok miała na wyjazdowy bój z Legią udać się bez Jesusa Imaza, Ivana Runje oraz Daniego Quintany, a tymczasem w meczowej kadrze zabrakło też Pavelsa Steinborsa, Bogdana Tiru i Michała Nalepy. Powód? Koronawirus. Absencje te spowodowały, że w wyjściowej jedenastce zobaczyliśmy m.in. Xaviera Dziekońskiego czy Błażeja Augustyna.
Pierwszą groźniejszą akcję podczas niedzielnego pojedynku przeprowadziła Legia. W 3. minucie niebezpieczny strzał z 15. metra oddał bowiem Wieteska, ale świetny wślizg jednego z defensorów Jagi sprawił, że Xavier Dziekoński nie musiał interweniować, ponieważ piłka wyszła na rzut rożny. Później mieliśmy dłuższą przerwę, gdyż po zderzeniu z Bojanem Nasticiem mocno ucierpiał Artur Jędrzejczyk, który już nie był w stanie kontynuować meczu, a następnie znów niebezpiecznie było w polu karnym białostoczan. Po rzucie rożnym Legioniści oddali strzał głową, który omal nie zakończył się golem. Omal, bo piłkę z linii bramkowej w ostatniej chwili wybił Taras Romanczuk. Jaga odpowiedziała w 19. minucie, ale strzał Bidy z ostrego kąta nie przyniósł pożądanego efektu - był bardzo niecelny.
Co działo się dalej? Z kontrą ruszyli gospodarze, lecz Mladenović znakomitej okazji do tego, by zaprezentować uderzenie w światło bramki, nie wykorzystał, po czym, przy kolejnym szybkim ataku, fatalnie pomylił się Emreli.
Legia dłużej operowała futbolówką, miała więcej strzałów czy podań, jednak przez wiele minut nic z tej przewagi nie wynikało. Pod koniec pierwszej połowy gospodarze w końcu przymierzyli lepiej, konkretnie uczynił to Josue z rzutu wolnego, ale wtedy Dumie Podlasia dopisało szczęście i piłka trafiła tylko w poprzeczkę, a następnie wyszła poza boisko.
Tuż przed tym, jak piłkarze udali się do szatni, Jagiellonię jeszcze raz postraszył Josue, lecz dobrą interwencją popisał się Dziekoński, a następnie fart białostoczan opuścił i Legia dopięła swego. Z bliska futbolówkę do siatki skierował Johansson, dlatego Żółto-Czerwoni zeszli na przerwę przy wyniku 0:1.
Pościg się nie udał
W drugiej połowie ekipa prowadzona przez Ireneusza Mamrota nie miała już czego bronić, więc białostoczanie częściej próbowali zaglądać w szesnastkę rywali. Pierwsze efekty odważniejsze gry widzieliśmy w 52. minucie. Wtedy to oko w oko z Borucem stanął Prikryl, ale Czech znakomitej szansy nie wykorzystał, a na dodatek był spalony. Niedługo później ładnie przy piłce utrzymał się z kolei Michał Żyro, który następnie wypatrzył kapitana Jagiellonii. Ten, będąc za polem karnym, natychmiast zdecydował się na płaski strzał, lecz nie dał on remisu, ponieważ na posterunku był doświadczony golkiper gospodarzy.
Po godzinie zmagań w szesnastce Jagiellonii doszło do fatalnie wyglądającego zderzenia. Błażej Augustyn i Lindsay Rose starli się głowami i obaj zawodnicy wymagali pomocy medycznej, jednak mimo szybkiej interwencji lekarzy nie byli już oni w stanie dłużej przebywać na murawie.
Po chwilowej przerwie znów zaatakowała Duma Podlasia. Fedor Cernych trafił wprost w Artura Boruca, a następnie po centrze z rzutu wolnego wykonanej przez Przemysława Mystkowskiego bramkę zdobył Israel Puerto. Niestety był to gol ze spalonego, więc wynik meczu się nie zmienił. Później błąd popełnił jeszcze Boruc. 41-latek wypuścił futbolówkę z rąk, ale Tomas Prikryl z prezentu nie skorzystał.
Ostatni kwadrans to dalsze starania Jagiellonii, które przerywane były niebezpiecznymi akcjami warszawian. Groźnie uderzył m.in. Luquinhas, a Pekhart zdołał nawet pokonać Dziekońskiego, jednak Czech był na ewidentnym spalonym, dlatego Żółto-Czerwoni do końca dążyli do tego, by wywieźć ze stolicy kraju choćby punkt.
Dumie Podlasia ostatecznie pogoń za wynikiem nie wyszła (aczkolwiek bliski szczęścia w 90. minucie był Puerto, a w 98. minucie własnego bramkarza omal nie zaskoczył Skibicki), dlatego po końcowym gwizdku arbitra Legia mogła się cieszyć z przerwania fatalnej passy. Przypomnijmy, że mistrzowie Polski przegrali ostatnio 7 ligowych spotkań z rzędu.
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 1:0 (1:0)
Bramka: Mattias Johansson 45
Legia Warszawa: Artur Boruc - Artur Jędrzejczyk (10' Mattias Johansson; 46' Lindsay Rose; 67' Tomas Pekhart), Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia, Yuri Ribeiro - Kacper Skibicki, Josue, Bartosz Slisz, Luquinhas (87' Andre Martins), Filip Mladenović - Mahir Emreli
Jagiellonia Białystok: Xavier Dziekoński - Tomas Prikryl (84' Andrzej Trubeha), Israel Puerto, Błażej Augustyn (66' Miłosz Matysik), Michał Pazdan, Bojan Nastić (76' Bartłomiej Wdowik) - Fedor Cernych, Martin Pospisil (67' Przemysław Mystkowski), Taras Romanczuk, Bartosz Bida (46' Paweł Olszewski) - Michał Żyro
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl