Jagiellonia na domowych meczach nie zarabia. Problemem umowa wynajmu stadionu
Czy rozgrywanie meczów na swoim stadionie powinno dawać klubowi zyski? Oczywiście. Czy Jagiellonia na występach przy ul. Słonecznej zarabia? Nie. Trwają jednak rozmowy, by to zmienić. Niestety nie idą one w dobrym kierunku.
Grzegorz Chuczun
Wojciech Pertkiewicz, czyli obecny prezes Jagiellonii, objął w białostockim klubie ważne stanowisko m.in. po to, by Żółto-Czerwoni swymi występami nawiązali do najlepszych lat, kiedy to drużyna systematycznie plasowała się na ekstraklasowym podium, ale 46-latek przybył do stolicy Podlasia też po to, by poukładać pewne rzeczy organizacyjne. Pertkiewicz stara się naprawić klubowe finanse, a jednym ze sposobów na to mogą być zyski z dnia meczowego. Zyski, których aktualnie nie ma.
Dlaczego? Otóż dlatego, że obecna umowa między Jagiellonią a Miastem i spółką Stadion Miejski (100% udziałów ma gmina Białystok) jest dla piłkarskiej drużyny bardzo niekorzystnie skonstruowana. Duma Podlasia nie otrzymuje żadnych pieniędzy z wynajmu skyboxów, udostępniane różnym podmiotom loże VIP także nie generują zespołowi zysków. Mało tego, Jaga musi normalnie płacić za skyboxa użytkowanego przez klub, a ponadto Żółto-Czerwoni nie zarabiają na sprzedaży jedzenia i napojów, choć to Jagiellonia płaci za usługi cateringowe. Na tym nie koniec. Białostocka ekipa ma w ciągu sezonu tylko 9 treningów na płycie głównej stadionu. Przekroczenie tego limitu wiążę się z uiszczeniem odpowiedniej opłaty i to takiej, jaką musiałby wyłożyć każdy inny klient.
Od pewnego czasu trwają między klubem a Miastem i spółką Stadion Miejski negocjacje dotyczące zmiany warunków wynajmu, ale szansa na dojście do porozumienia jest nikła.
- Niestety nie widać woli na zmianę warunków w kolejnym sezonie - informuje Wojciech Pertkiewicz, prezes Dumy Podlasia.
Sytuacja jest zatem trudna. Spółka Stadion Miejski, co jest normalne, pragnie zarabiać na obiekcie, bo przecież za jego budowę odpowiedzialne było Miasto, ale należy też pamiętać, że bez Jagiellonii opisywana piłkarska arena mogłaby być co najwyżej dużym magazynem lub wyjątkowo pięknym miejscem do gry w scrabble. To Duma Podlasia sprawia, że stadion co chwilę tętni życiem i nic więc zatem dziwnego, że klub nie chce, by dzień meczowy nie przynosił drużynie żadnych dóbr materialnych. Przeciąganie liny trwa.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl