Jadłodzielnia białostocka otwarta. Można przynosić produkty
We wtorek (10.07) od godziny 8.00 do Białostockiej Jadłodzielni można już przynosić produkty. Co więcej, część z tych, które się pojawiły, już z półek zniknęły.
MN
Jadłodzielnia Białostocka to idea, która wyszła od radnych Komitetu Tadeusza Truskolaskiego, ale realizowana jest przez miasto. Polega ona na food sharingu, czyli po polsku dzieleniu się jedzeniem. Do lokalu mieszczącego się w kamienicy przy ul. Krakowskiej 1, można przynosić produkty spożywcze, które potem ktoś inny stamtąd weźmie w razie potrzeby.
- Udało nam się znaleźć bardzo dobry lokal w centrum miasta, przy Centrum Aktywności Społecznej. Jest to pomysł, który już w świecie i w Polsce funkcjonuje. W Białymstoku nie było do tej pory takiego miejsca, gdzie można było zostawić żywność, która jest przydatna do spożycia - mówi prezydent Tadeusz Truskolaski.
Punkt będzie otwarty 6 dni w tygodniu: od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00-18.00 i w sobotę od 9.00 do 14.00. Operatorem, który będzie się opiekował tym miejscem została Fundacja Spe Salvi. Otrzymała ona od miasta na prowadzenie jadłodzielni 15 tys. zł na ten rok. Pracownicy będą odpowiedzialni za to, żeby punkt otworzyć i zamknąć, a także za to, żeby na bieżąco sprawdzać czy żywność, która jest przynoszona spełnia kryteria.
- Dzisiaj z rana pojawiły się pierwsze osoby, które przyniosły dary, a jeszcze przed południem cześć z nich została zabrana – mówi ks. Andrzej Dębski, wiceprezes fundacji Spe Salvi. - Gratuluje prezydentowi odważnej decyzji o otwarciu takiego punktu. Podchodzimy oczywiście z wielkimi obawami jak to będzie funkcjonowało, natomiast gwarantem powodzenia tego projektu jest to, żeby te półki nie były puste.
Białostocka Jadłodzielnia będzie funkcjonować na trochę innych zasadach niż jest to przyjęte w wielu tego typu instytucjach. Na półki będzie można przynieść tylko produkty zamknięte fabrycznie. Nie ma możliwości np. dostarczenie jedzenia, które zostało nam po świętach. Wszystko ze względu na to, że nie możliwości skontrolowania świeżości takich produktów, a w przypadku, w którym ktoś by się zatruł, to miasto ponosiłoby za to odpowiedzialność.
- Ktoś mógłby sobie przypomnieć o bigosie, który stał 4 dni w lodówce i przynieść A bo w domu nie ma tego komu jeść. Chcemy takich sytuacji uniknąć. My jako instytucja publiczna za to odpowiedzialności brać nie możemy – mówi prezydent Tadeusz Truskolaski, który sam przyniósł trochę produktów na otwarcie Jadłodzielni.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl