Sport

Wróć

Ireneusz Mamrot: Pretensje są głównie o pierwszą połowę

2019-07-28 11:13:34
Jagiellonia Białystok nie lubi grać przy Słonecznej z beniaminkami. W poprzednim sezonie komplet punktów ze stolicy Podlasia wywiozła Miedź Legnica, a teraz to samo uczynili piłkarze Rakowa Częstochowa.
Grzegorz Chuczun
Zupełnie różne pierwsze połowy

Mecz w Gdyni Jaga zaczęła z takim przytupem, że momentalnie można się było zastanawiać czy to Arkowcy są w tak słabej dyspozycji, czy to jednak Żółto-Czerwoni od razu - z marszu - złapali formę na grę o medale. Po dwóch spotkaniach trudno wyciągać jakieś sensowne wnioski, lecz z pewnością wiemy, że tak efektownie - jak na Pomorzu - Duma Podlasia co tydzień prezentować się nie będzie. Już w domowym starciu z Rakowem boiskowe wydarzenia wyglądały zupełnie inaczej.

- Przede wszystkim oddaliśmy pierwsze 45 minut spotkania. Powiedziałem to na gorąco drużynie, że to się nie może już powtórzyć. W drugiej połowie Raków, poza jednym stałym fragmentem i strzeloną bramką, nie stworzył sobie groźnych sytuacji. My mieliśmy kilka okazji, ale ich nie wykorzystaliśmy. Pretensje jednak głównie są o pierwszą połowę, bo był moment, że to Raków utrzymywał się przy piłce i prowadził grę. Pozwoliliśmy rywalom na zbyt dużo. Nie było agresji, spóźnialiśmy się do pressingu i przez to odległości między liniami były bardzo duże. Rywale naprawdę dobrze sobie z tym radzili i stworzyli dwie świetne okazje, podczas gdy my mieliśmy tylko jedną - mówił po domowym starciu Ireneusz Mamrot, trener białostockiego klubu.

Co ciekawe, przyjezdni nie zdobyli gola w momencie swej przewagi, lecz wtedy, gdy to gospodarze w końcu złapali wiatr w żagle. Być może do takiego obrotu spraw by nie doszło, gdyby tuż po zmianie stron większą precyzją wykazali się Nemanja Mitrović oraz Ognjen Mudrinski.

- Szkoda tej drugiej połowy, bo już w pierwszych jej trzech minutach mieliśmy dwie świetne szanse, kiedy po stałym fragmencie nie trafił Mitro, a sytuacji sam na sam nie wykorzystał Mudri. Myślę, że Gliwa też pomógł swojej drużynie. Sami do siebie możemy mieć duże pretensje za pierwsze 45 minut, bo mecz trwa 90 minut, a dzisiaj przez to straciliśmy punkty - podsumował trener Mamrot.

Historyczny triumf Rakowa

Dla ekipy z Częstochowy sobotnie (27.07) zwycięstwo nad Jagą to bardzo ważny moment w historii klubu. Po raz ostatni Raków na poziomie Ekstraklasy schodził bowiem z boiska z wygraną aż 21 lat temu. Nic więc dziwnego, że trener gości na pomeczowej konferencji nie szczędził swym zawodnikom pochwał.

- Niektórzy nas już zaczęli zaliczać do spadkowiczów. I to w roli drużyny, która miała swój styl, ale Ekstraklasa dla niej to za wysokie progi. Dzisiaj pokazaliśmy, że tak nie jest, aczkolwiek nie jesteśmy aż tak słabi, jak z Koroną, ani aż tak dobrzy, żeby wygrywać takie mecze, jak w Białymstoku, bo dzisiaj graliśmy z bardzo dobrym zespołem, który w pierwszej kolejce przespacerował się po drużynie z Gdyni. Trzeba coś potrafić, żeby wygrać w takim spotkaniu na wyjeździe, aczkolwiek do tych wyjazdów musimy się chyba przyzwyczaić. Zagraliśmy niezły mecz. Nie chodzi tu jedynie o zwycięstwo, bo pokazaliśmy się z dobrej strony szczególnie w pierwszej połowie, gdy mieliśmy świetne sytuacje do zdobycia bramki, podobnie jak Jagiellonia. W drugiej części gry dobrze się broniliśmy i myślę, że nie zawdzięczamy tego zwycięstwa furze szczęścia - mówił Marek Papszun, szkoleniowiec Rakowa.

Jagiellonia w następnej serii zmagań dostanie szansę odkucia się w Lubinie - na terenie Zagłębia, które jak na razie ma na swym koncie zaledwie jeden punkt. Beniaminek natomiast podejmie w Bełchatowie prowadzoną przez Michała Probierza Cracovię.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl