Ireneusz Mamrot po meczu z Wisłą Płock: Nie możemy takich spotkań przegrywać
Jagiellonia Białystok, mimo że wcale nie była zespołem słabszym, przegrała w niedzielne (27.10) popołudnie z Wisłą Płock 1:3. Nafciarze sięgnęli po komplet oczek dzięki temu, że świetnie wykonywali stałe fragmenty gry.
Grzegorz Chuczun
Powtórka z rozrywki. Gra ponownie lepsza od wyniku
Po meczu 13. kolejki PKO Ekstraklasy kibice Jagiellonii mogą westchnąć i powiedzieć pod nosem znowu to samo. Żółto-Czerwoni bowiem nie po raz pierwszy w tym sezonie przegrali ligowe spotkanie mimo tego, że ich gra wcale nie wyglądała źle. Tym razem zmorą Dumy Podlasia okazały się dośrodkowania Dominika Furmana.
- Generalnie przegraliśmy ten mecz stałymi fragmentami, bo z gry rywale, którym niczego nie ujmuję i gratuluję trzech punktów, nie potrafili sobie stworzyć sytuacji. Straciliśmy trzy bramki po stałych fragmentach. Ciężko trenerowi zaakceptować przegrany mecz, natomiast ten wyjątkowo, bo w drugiej połowie, będąc drużyną wyraźnie lepszą, w momencie naszej bardzo dobrej gry przy wyniku 1:1 tracimy bramkę po rzucie z autu i fantastycznym strzale Szwocha. Później mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje, gdy dwukrotnie uderzał Bartek Kwiecień. Raz trafił on w naszego zawodnika, a przy drugiej okazji sam strzelał niecelnie - mówił po meczu z Nafciarzami Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii.
Rywalizacja w Płocku mogła się potoczyć inaczej nie tylko wtedy, gdyby do siatki rywali trafił Bartosz Kwiecień. Swoją szansę na gola przy remisie miał też bowiem inny z Jagiellończyków.
- Przełomowym momentem drugiej połowy była też nasza stuprocentowa sytuacja Ivana Runje po stałym fragmencie przy stanie 1:1. Ogólnie stworzyliśmy sobie więcej okazji i wracamy z Płocka z uczuciem bardzo dużego niedosytu. Nie możemy takich spotkań przegrywać. To był podobny mecz do tego z Pogonią Szczecin, gdy stwarzamy sobie więcej sytuacji, a przegrywamy - oznajmił ze smutkiem szkoleniowiec Dumy Podlasia.
Problem z wrzutkami
Trener Jagi po meczu zdradził, że jego zespół, znając siłę rywala, ćwiczył przed niedzielnym bojem grę w obronie podczas dośrodkowań, jednak jak widać nauka ta poszła w las, bo o ile Żółto-Czerwoni z akcji nie dali się ani razu zaskoczyć, tak stałe fragmenty gry siały popłoch w szeregach białostoczan wielokrotnie.
- Z gry przeciwnicy nie stworzyli sobie wielu sytuacji. Mocno pracowaliśmy w defensywie nad tymi stałymi fragmentami, bo wiemy, że Furman zagrywa z nich bardzo dobre i mocne piłki. Decydują ułamki sekund. Nie można jednak zaakceptować takiej sytuacji, jaka się wydarzyła. Przy naszym bronieniu musi być więcej determinacji. Zdaję sobie z tego sprawę, ale ciężko dodać coś więcej, bo najgorsze w tym wszystkim jest to, że te stałe fragmenty gry nie były wykonywane blisko bramki. Nie może być tak, że kopnięta piłka w pole karne z jakiegokolwiek sektora jest dla nas zagrożeniem. To się zdarza już nie pierwszy raz, bo z Cracovią straciliśmy podobnego gola. Piłka była przy linii końcowej i również padła bramka - kontynuował swą wypowiedź Mamrot.
Najbliższą okazję do rehabilitacji piłkarze Dumy Podlasia będą mieli w przyszłą niedzielę (3.11). Wtedy to - przy Słonecznej - Żółto-Czerwoni podejmą beniaminka PKO Ekstraklasy - ŁKS Łódź.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl