W Parku Planty, niedaleko placu Katyńskiego, ustawiony jest pomnik Danuty Siedzikówny Inki - sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady AK, zamordowanej przez komunistów w 1946 roku, w wieku niespełna 18 lat. Stanął tam dzięki inicjatywie stowarzyszenia Patria Mater, które projekt stworzenia pomnika zgłosiło do białostockiego budżetu obywatelskiego. Pomysł zebrał ponad 3 tys. głosów, co stanowiło naprawdę dobry wynik.
Stanął on we wspomnianym miejscu już jakiś czas temu. Nie został jednak oficjalnie odsłonięty, bo jak twierdzili przedstawiciele magistratu, jego otoczenie nie zostało dokończone ze względu na trwającą zimę (więcej:
To jest ta Inka?. Pomnik postawiony jakby przypadkiem). Kilka dni po tej informacji, zapadła jednak decyzja, że pomnik zostanie odsłonięty 1 marca, podczas miejskich uroczystości Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Uroczystość odbyła się o godz.18.00. Mimo późnej pory i niskiej temperatury, została dobrze przygotowana – pomnik został ładnie oświetlony, w namiotach stały ogrzewacze – mankamentem były jednak barierki rozstawione dookoła miejsca obchodów i kilku strażników miejskich, którzy nie wpuszczali w pobliże pomnika nikogo poza oficjelami i mediami (chociaż piszący te słowa także nie został wpuszczony na teren mimo okazania ważnej legitymacji). Za ogrodzeniem zebrało się łącznie kilkanaście osób, głównie starszych, które dopiero po zakończeniu uroczystości zostały dopuszczone w pobliże monumentu.
Nieoficjalnie mówi się, że miało to być zabezpieczenie przed ewentualną prowokacją ze strony narodowców, którzy byli mocno niezadowoleni, że miejskie uroczystości są zaplanowane na tą samą godzinę, co zorganizowany przez nich Marsz Żołnierzy Wyklętych. Obchody przebiegły jednak spokojnie: pomnik został odsłonięty, złożono wieńce, a zza barierek nie padł choćby jeden niestosowny okrzyk.