Halka (wileńska) w Operze. Neonowe góry, tancerze i szaleńcze emocje
Co Halka Stanisława Moniuszki może oferować nam dziś? To pytanie zadała sobie Agnieszka Glińska, reżyser Halki (wileńskiej), którą Teatr Wielki - Opera Narodowa wyprodukował z Operą i Filharmonią Podlaską.
Michał Heller/OiFP-ECS
Wersja wileńska Halki z 1848 roku, powstała przed dopisaniem późniejszych przebojów w postaci porywającego mazura, tańców góralskich, arii Halki czy dumki Jontka, jest dziełem bardziej surowym, zwartym dramaturgicznie i przede wszystkim bliższym rzeczywistości. Mimo tych wszystkich zalet, ta wersja moniuszkowskiej opery wystawiana jest dość rzadko. A szkoda. Po tytuł sięgnęła Agnieszka Glińska i Halkę (wileńską) wyreżyserowała w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Spektakl powstał w koprodukcji z Operą i Filharmonią Podlaską i po czerwcowej premierze w Warszawie miał też swoją białostocką odsłonę.
Kim jest Halka?
Kim jest Halka, bohaterka opery? Reżyserka Agnieszka Glińska odpowiada:
- To dzielna, zadziorna i wrażliwa dziewczyna, która chciała od życia czegoś więcej i natychmiast dostała po głowie. I nie dźwignęła swojego losu. Moja Halka od samego początku sztuki jest już poza realnym postrzeganiem świata. W pewnym uproszczeniu powiem, że cała ta opowieść toczy się w głowie Halki. Nikt do niej nie wyciąga ręki, ona z założenia jest napiętnowana w swoim środowisku, już przez sam fakt relacji z Januszem. To, co nazywamy histerią, bierze się z opresji. Znam to z doświadczenia. (...). Myślę, że w życiu każdej kobiety w jakimś momencie jest taka cienka granica, na której balansuje między umiejętnością przeżycia i zbudowania silnej, nowej siebie a popadnięciem w stan, z którego już nie ma ratunku. Halka to także ja.
Z kolei prof. Ewa Iżykowska-Lipińska, dyrektor OiFP, pisze w programie opery: - Gdy wrażliwy społecznie Moniuszko spotkał się z Włodzimierzem Wolskim, literatem z cyganerii warszawskiej, którego rewolucyjny w wymowie poemat stanowił kanwę dla libretta, powstał utwór, który opowiada przejmującą historię polskiego społeczeństwa w połowie XIX wieku. Reżyserię objęła Agnieszka Glińska i z doskonale znanej nam opery uczyniła spektakl o pogłębionej warstwie psychologicznej, który spróbuje odczytać, co nowego Halka może oferować nam dzisiaj. Nadal jednak jest to przede wszystkim przepiękna muzyka ojca polskiej opery, która i bez popisowych fragmentów - zachwyca.
Bez popisowych fragmentów, dojrzale
Czy można sobie wyobrazić Halkę bez sławetnego Mazura i arii Szumią jodły..., w dodatku z Jontkiem - barytonem? Można. Zamiast ulubionych piosenek, widzowie dostali dojrzały teatralnie dramat psychologiczny. O skrzywdzonej dziewczynie, która źle ulokowała uczucia i popadła w obłęd.
Od początku Halka błąka się po świecie, czegoś szuka. Tymczasem Janusz, panicz z wyższych sfer, wiąże się z Zofią, córką Cześnika. Obiecuje dziewczynie, że będą razem, że uciekną. W te zapewnienia nie wierzy Jontek, który zarzuca Halce naiwność. Demaskuje prawdziwe oblicze i zamiary Janusza. Dziewczyna nie chce jednak przyjąć do wiadomości, że została oszukana. Przeżywa załamanie nerwowe i traci kontrolę nad swoimi emocjami. Zjawia się podczas ceremonii zaślubin Janusza i Zofii. Próbuje ją zakłócić, stając przed ołtarzem obok pary młodej, w przekonaniu, że to jej własny ślub. Ma urojenia - widzi siebie, jak szuka umierającego dziecka w morzu leżących ciał. Chce zemścić się na Januszu, planując jego śmierć. Ostatecznie wybacza mu, życzy szczęścia z inną, rzuca się w odmęty i tonie.
Akcja w półtoragodzinnym, dwuaktowym spektaklu jest skondensowana i zawiera wszystko, co najistotniejsze w dziele Moniuszki, choć to przecież Halka czteroaktowa z 1858 roku jest bardziej popularna.
Nowocześnie i twórczo
Twórcy produkcji postawili na nowoczesne rozwiązania. Ważną rolę pełni tu choreografia przygotowana przez Weronikę Pelczyńską. Grupa tancerzy wyraża uczucia głównej bohaterki. Są momenty, gdy ich ciała wiją się, odzwierciedlając emocjonalny chaos w głowie Halki. Jest też moment, gdy jedna z tancerek usiłuje krzyczeć, nie wydając żadnego dźwięku. Bezsilność, przerażenie, niedowierzanie - z tymi wszystkim trudnymi emocjami musi zmierzyć się nieszczęśliwa dziewczyna.
Nie ma tu góralskich tańców, szlacheckiego mazura czy poloneza. Jest taniec współczesny w pełnej krasie. W pewnym momencie tancerze schodzą ze sceny i rozbiegają się po widowni. Zaglądają do orkiestronu, wędrują po balustradach i ku zaskoczeniu niektórych widzów przykucają obok rzędów foteli.
Zachwycająca jest także scenografia Moniki Nyckowskiej. Nie ma przeładowania góralskim folklorem, ludowością. Są kontrasty. Pełen luster, wykrzywiających rzeczywistość dom Cześnika zestawiony jest ze światem górali – góry wyznacza neon, który przypominać może też elektrokardiogram (ma to znaczenie w finale spektaklu). Góry ukazane są także jako wypiętrzające się formy w ciekawy sposób podświetlone (za reżyserię świateł odpowiada Jacqueline Sobiszewski). Lekkość czuje się również w kostiumach Katarzyny Lewińskiej. Nawiązują wprawdzie do folkloru, ale czynią to w sposób nienachlany, wręcz luźny. Dopełnieniem całości są wizualizacje Franciszka Przybylskiego.
Orkiestrą OiFP dyryguje Mirosław Jacek Błaszczyk. W rolach głównych występują: Paweł Czekała (Cześnik), Katarzyna Szymkowiak (Zofia), Łukasz Klimczak (Janusz), Dariusz Machej (Marszałek), Kamil Zdebel (Jontek) oraz Ilona Krzywicka (Halka). Śpiewa Chór OiFP.
Brawa za nowe odczytanie mało popularnego utworu Stanisława Moniuszki. Halka Agnieszki Glińskiej nie jest nudna, lecz pełna emocji. To przykład twórczego spotkania tradycji z nowoczesnością.
Anna Dycha
anna.d@bialystokonline.pl