Kultura i Rozrywka

Wróć

Filmowa podróż nad Dunaj

2010-01-18 00:00:00
Po prezentacji kina krótkometrażowego m.in. z Czech, Łotwy, Litwy, Białorusi przyszła kolej na Węgry. Podczas piątkowej imprezy pod nazwą Hungarian Hot Paprika można było obejrzeć naddunajską twórczość filmową, potańczyć przy brzmieniach zaproponowanych przez Senior Canardoo z Debreczyna i posmakować palinki, tradycyjnej węgierskiej wódki owocowej. Przyszły tłumy.
Znakomite krótkometrażówki z Inforg Studio ściągnęła do Białegostoku Anna Zielińska, wytrwała propagatorka kina węgierskiego. Z pasją o nim opowiada. - Możemy mówić o odrodzeniu kina węgierskiego. Święci triumfy na najważniejszych festiwalach filmowych - w Cannes, Berlinie, Wenecji - wylicza.

Nieustanna fascynacja formą
Prawdziwa historia ostatniej ofiary Żelaznej kurtyny (Druga strona), dowcipnie opowiedziane, pełne zaskakujących zwrotów akcji perypetie młodego małżeństwa (Kukułka), przygody uporządkowanego Janósa, w którego ogrodzie na akacji wyrasta... jabłko (Jabłko). Węgierskie filmy zaskakiwały, bawiły, były prawdziwą ucztą.
- Kino węgierskie ma w sobie coś, czego nie ma kino polskie i odwrotnie. Zaznaczyło swoją obecność w połowie lat 60., czyli w tzw. złotej erze filmami m.in. Istvána Szabó, Miklósa Janscó, Andrása Kovácsa. To, co wtedy zafascynowało krytyków i fascynuje ich do dziś, również mnie, to forma węgierskiego kina. Ten język pełen aluzji, odniesień, które w polskim kinie nie występują. Choć to brzmi jak słowo-wytrych, powodem są różnice mentalnościowo-kulturowe - wyjaśnia Ania. Wspomina, że jej fascynacja naddunajską twórczością zaczęła się właśnie od Istvána Szabó. Pracę magisterską poświęciła filmowej adaptacji książki Mefisto Klausa Manna (nakręconą w 1981 roku przez Szabó produkcję uhonorowano Oscarem). Wsiąkła w węgierskie klimaty i tak już zostało. Od kilku lat jeździ na przegląd węgierskich filmów fabularnych w Budapeszcie - nazywa go węgierską Gdynią. Uczy się też języka.

Kino węgierskie atakuje
W Budapeszcie filmy mają swoją premierę. Potem najlepsze z nich rozpoczynają karierę na świecie. Tak było m.in. z Deltą Kornéla Mundruczó (przed dwoma laty okrzyknięto ją rewelacją w Cannes), Dealerem Benedyka Fliegaufa (trudno wymienić wszystkie przyznane tytułowi nagrody), Opium - dziennikiem kobiety chorej umysłowo Jánosa Szásza (pokazywany dwa lata temu na festiwalu Camerimage), Podróżą Iski Csaby Bollóka (wyświetlana na Berlinale) czy Taxidermią Györgyego Pálfiego (pokazywana w Cannes i Karlowych Warach).
Niełatwo zdobyć te tytuły. Węgrzy zdają sobie sprawę, że najlepsze mogą powalczyć o najwyższe laury, a na światowych festiwalach film musi być świeży, wcześniej nie pokazywany. Węgierskie kino można u nas obejrzeć m.in. na festiwalu Era Nowe Horyzonty, podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu, czasem na Camerimage. Nie ma jednak szerokiej dystrybucji. W Budapeszcie są stale obecni selekcjonerzy dużych festiwali - Berlina czy Wenecji. - Fantastyczna organizacja budapesztańskiego festiwalu jest nastawiona nie na Węgrów, którzy wcześniej, czy później obejrzą te filmy w swoich kinach, ale na gości zagranicznych, którzy w swoich krajach mogą skutecznie promować węgierskie kino. Węgrzy przywiązują do tego dużą wagę i to jest ich siła - mówi Ania.
Węgierskimi krótkometrażówkami białostoczanie mogli się cieszyć po raz trzeci. Ania Zielińska przyznaje, że chciałaby sprowadzić do nas też fabuły. Być może wkrótce te plany we współpracy z Białostockim Ośrodkiem Kultury uda się zrealizować.

Imprezie Hungarian Hot Paprika patronował portal BiałystokOnline.pl.
andy