Festiwal żubrOFFka. Między Wschodem a Zachodem
Chciałbym, żeby festiwal żubrOFFka był miejscem spotkań ludzi z różnych krajów. Na tegoroczną imprezę przyjechali goście m.in. z Czech, Białorusi, Łotwy, Rosji, Ukrainy, Niemiec - mówi Maciej Rant z Białostockiego Ośrodka Kultury.
W niedzielę, 6 grudnia zakończył się trwający od czwartku Międzynarodowy Festiwal Filmów Krótkometrażowych żubrOFFka. Dla tych, którzy chcieli uczestniczyć we wszystkich festiwalowych wydarzeniach był to prawdziwy kulturalny maraton. Konkursowe pokazy w kinie Forum, koncerty i imprezy w Famie, filmowe pokazy w Galerii Arsenał, Kopiluwaku, na dworcu PKP, w supraskim Liceum Plastycznym czy na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku. Festiwal zatacza coraz szersze kręgi i anektuje różne miejskie przestrzenie. - Impreza jest coraz bardziej rozpoznawalna w kraju, ale główny problem to fakt, że Białystok nie jest zbyt rozpoznawalny. W zasadzie wszyscy przyjeżdżają tu po raz pierwszy - przyznaje Maciek. Jednak są zauroczeni przemianą, jaką przeszło centrum naszego miasta. - Jeżeli do tego dodać dobre filmy, organizację i światowe gwiazdy muzyczne, goście czują się u nas znakomicie - dodaje.
Równolegle z żubrOFFką odbywał się m.in. łódzki Camerimage. Czy to nie powód, by zmienić termin imprezy przyciągając większą liczbę uczestników? - Zawsze będziemy wchodzić w jakieś inne festiwale - odpowiada Maciej Rant. - Powinniśmy robić światowe projekty, ale nie zawsze mocno pchać się na afisz. Wiadomo, że Camerimage ma większy budżet i inne priorytety.
Na festiwal do Białegostoku zjechali filmowcy z Europy Wschodniej i Zachodniej. Bo i taka jest idea imprezy - pokazać te dwie różne kultury. Maciej Rant: - Między tymi filmami jest coś, co można nazwać small difference. To coś, co powoduje, że z przyjemnością wybierasz się na Wschód, ale też z przyjemnością wracasz na Zachód. Coś, co z jednej strony irytuje, a z drugiej fascynuje. Teraz mamy dwa konkursy międzynarodowe - Wschód, Zachód i polski środek. Mamy więc na to dobry ogląd i czuć tę różnicę. Co innego ludzi fascynuje i porusza. Widać też przepaść technologiczną. Polska mocno to nadrabia, ale Wschód jeszcze nie.
Przyznaje, że niełatwo było dokonać konkursowej selekcji. Na festiwal wpłynęło blisko 250 produkcji nie tylko z Hiszpanii, Francji czy Portugalii, ale też z Chin, Kanady i Stanów Zjednoczonych. W konkursie pokazano 61 tytułów (w tym z Polski). - Jeżeli dostajesz bardzo dobry materiał i próbujesz skompilować pokaz w jednej kategorii trwający dwie i pół godziny, to pojawia się problem. Wybierasz dwa dobre półgodzinne filmy i zostaje tylko półtorej godziny - mówi Maciek.
Konkursowe projekcje w Forum przyciągnęły tłumy widzów, którzy głosowali na swoje ulubione tytuły. Po korytarzach BOK-u (i w wielu innych miejscach) maszerowali ludzie odziani w czarne festiwalowe koszulki. Autorem plakatu i czołówki z szalejącym żubrem, która zebrała szereg pochwał jest Sebastian Łukaszuk, student poznańskiej ASP, współautor plastelinowej animacji Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Festiwal miał też katalog z opisami filmów i mapką. Tegoroczna żubrOFFka to również szereg muzycznych wydarzeń. Światowy wizualny show Dj Fooda, brawurowy koncert Łąki Łan, energetyczny set Dj Roba Swifta podczas imprezy pod hasłem Hip Hop Run, znakomity występ Golden Parazyth (zachwycił przybyłych do Famy słuchaczy) i Melody Raf.
- Ten festiwal będzie ewoluował. Myślimy o warsztatach filmów dokumentalnych, które byłyby wspólnym działaniem ludzi z różnych krajów - zapowiada Maciej Rant.
Imprezę tradycyjnie zorganizował Białostocki Ośrodek Kultury i działający przy nim DKF GAG. Patronował mu portal BiałystokOnline.pl.
andy