Dwie twarze: Totalna inwigilacja [FELIETON]
Jak się Wam podoba świat obserwowany przez kamery – w mieście, na osiedlach, parkingach, galeriach? Jest bezpieczniej?
pixabay.com
Wszędzie tam, gdzie w Białymstoku jest albo było trochę miejsca, wcześniej czy później wyrastają blokowiska. Ostatnio najbardziej popularnym argumentem, mającym przekonać nabywcę, jest fakt, iż jest to osiedle zamknięte, objęte monitoringiem wizyjnym. Pomijając temat ogradzania się drutem kolczastym – bo problem karetki, która żeby wjechać i uratować życie musi złożyć podanie i uzyskać zgodę wspólnoty kwalifikowaną większością głosów przy uzyskaniu kworum (to temat na inny felieton) – ciekawi mnie ten monitoring.
Z jednej strony – strasznie fajnie jest mieszkać w bezpiecznej okolicy, gdzie żaden tak zwany typek nie odważy się nawet zerknąć na rower stojący pod klatką. Kamera to ogromna broń przeciwko wszelkiej maści złodziejom – i każdemu, kto ma nieczyste myśli czy brudne zamiary. Monitoring skutecznie odstrasza niechcianych gości i daje poczucie bezpieczeństwa. Wszystko, co dzieje się na terenie osiedla jest rejestrowane i w razie czego bandyta nie pozostanie bezkarny.
Monitoring nie jest zresztą narzędziem nowym. Już u zarania dziejów, na terenie z wielkiej płyty, doskonale sprawdzał się system analogowy – zestaw sąsiadek wystających z okna również rejestrował większość zdarzeń. Był to jednak schemat niedoskonały – zdarzały się przeoczenia (najczęściej w porach nocnych) oraz nadinterpretacji – wszak relacja sąsiadki zawsze okraszona była jej własnymi ocenami omawianej rzeczywistości. Ale jakoś działało.
Z drugiej strony:
To, co dla jednych jest zaletą, inni uważają za ubezwłasnowolnienie. Blokowiska, w których żeby powiesić antenę satelitarną trzeba zgody Jaśnie Najwyższej Rady Zarządzającej Mordorem Pięciu Osiedli, robią się trochę na kształt obozów zamkniętych. Komfort właściwie żaden, bo żeby dostać się do domu trzeba pokonać kilka bram, z których dwie są na pilot a cztery na zamek cyfrowy. Co będzie dalej? Stróżówka, w której będzie trzeba okazać akt notarialny, żeby otworzyć szlaban?
No i ten monitoring, który wcale taki bezpieczny nie jest. Wszechobecna inwigilacja jest już dziś raczej wadą, niż zaletą. Dlaczego ktoś miałby obserwować mnie 24 godziny na dobę? Znać godziny mojego wyjścia i powrotu do domu? Wiedzieć, kiedy przyjmuję gości – i jakich? Jak żyję, co robię, czym jeżdżę. Taka obserwacja w pewnym momencie przestaje dawać poczucie bezpieczeństwa – o ile kiedykolwiek dawała. I zaczyna przeszkadzać.
Wszędzie nas obserwują teraz. Nawet jak spacerujemy po Rynku Kościuszki, oko miejskich kamer mruga do nas z każdego zaułka. W kinie, galerii, na parkingu. Nagrywanie naszego życia ma zapewnić bezpieczeństwo. Ale wiecie co? Spróbujcie uzyskać numer auta, które Wam zarysowało bok na monitorowanym parkingu. Albo twarz gościa który ukradł rower spod klatki. Okazuje się, że kamera nie ma takiej rozdzielczości, żeby zobaczyć tablicę rejestracyjną – albo jest ustawiona w kierunku, z którego nie widać złodzieja i Twojego roweru.
W jak Wam się podoba taka obserwacja?
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl