Dwie twarze: Śmieciowych rewolucji końca nie widać [FELIETON]
Zagadka: mając w domu sześć pojemników na przeróżne odpady – do którego wrzucisz przeterminowane tabletki?
pixabay.com
Projektanci wnętrz przeżywają obecnie prawdziwe oblężenie potencjalnych klientów. Zalewani są zapytaniami na temat przebudowy kuchni pod kątem wstawienia coraz to nowych koszy na coraz to nowe odpady. Wraz z pasją ustawodawcy do wprowadzania kolejnych pojemników - o kolejnych kolorach, na kolejne rodzaje śmieci - przychodzi konieczność modyfikacji białostockich kuchni, które zwłaszcza w wielkiej płycie jakoś strasznie wielkie nie są.
Już dawno skończyły się czasy wrzucania wszystkiego do jednego wora. Butelki mamy teraz oddzielnie, i papier, i plastik. Każdy prawdziwy Polak ma też w kuchni kolejny pojemnik na tak zwane odpady zielone – ale nie wszystko, co nam zostaje z obiadu, można tam wrzucić, o nie. Bo obok stoi przecież jeszcze kubełek na śmieci biodegradowalne. A gdyby komuś na trzech metrach kwadratowych swojej kuchni zbywało miejsca, może sobie postawić jeszcze kosz na zmieszane odpady komunalne. Wiadomo, miejsca mało. Dlatego lodówkę postaw w salonie!
Ekologia dobra rzecz. Trzeba dbać o wspólne środowisko, o powietrze, którym oddychamy. Ale doprawdy, czy niezbędnikiem każdego patrioty i obywatela świata jest siedemnaście koszy na śmieci? Czyż nie da się tego jakoś bardziej rozsądnie poukładać? Być może lepsze pomysły jeszcze przyjdą, bo tych śmieciowych rewolucji to końca jakoś nie widać...
Z drugiej strony:
Można, oczywiście, dopatrywać się wypaczeń albo śmieszności w ustawianiu pod kuchennym blatem coraz to nowych koszy na śmieci. Można też śmiać się z tych, co wychodząc z plaży sprzątają po sobie lub zbierają kupy po swoich psach. Jest pewien poziom, do którego Białystok chyba już dojrzał i który osiągnęliśmy dość niepostrzeżenie. Poziom ekologii, poziom kultury osobistej.
My tu, w Polsce B, w zaścianku i ciemnogrodzie, dbamy o środowisko i segregujemy śmieci! I robimy to na skalę, jaka wyprzedza cywilizowany zachodni świat. W 2017 roku kazano nam uzyskiwać poziom recyclingu w 20%, tymczasem białostockie zacofane rodziny robią to w ponad 40%. Odzyskujemy dziś prawie połowę tworzyw sztucznych, szkła, metalu i papieru – a według norm europejskich 50% recyclingu powinniśmy osiągnąć dopiero w 2020 roku.
Śmieciowych rewolucji końca dziś nie widać. Ale dzięki nim już za kilka lat – czy to się nam dziś podoba czy nie – będzie to dla nas zupełnie normalne, że myjemy butelkę przed wyrzuceniem, że zgniłego jabłka nie owijamy w chusteczkę i tak dalej. Że przeterminowane tabletki niesiemy do specjalnych pojemników przy okazji wizyty w aptece. A miejsce w kuchni? Cóż – chyba projektanci wnętrz będą jednak mieli żniwa dzięki tej ekologii...
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl