Dwie twarze: Rozprawa o tym, czy wypada targować się w sieci [FELIETON]
Jak zachować się w internecie? Która forma bardziej Wam odpowiada?
pixabay.com
W Białymstoku bardzo modne jest kupowanie w sieci. Wnioskuję po ilości wszelkiej maści profili społecznościowych o tajemniczych nazwach Tablica Białystok, Kupię, sprzedam, wymienię, Kupuj szybko, umieraj młodo. Zakupy internetowe to teraz taki ryneczek na Jurowieckiej – tylko w wersji online. I nie trzeba po błocie iść, żeby jakąś okazję wyłapać. Tylko, że na Kawaleryjskiej czy innym bazarze, można było się potargować. I tu zaczynają się schody.
Zdecydowana większość handlujących online, zwłaszcza używanymi rzeczami, ma chyba ambicje do bycia sprzedawcą przez duże S. Wycenia swój towar raz na zawsze, a wszelkie próby negocjacji zbywa – mniej lub bardziej wybrednymi – epitetami. Skoro napisane jest (względnie – pisze) w ogłoszeniu że za 500, to za 500, nie? Chyba wyraźnie i niezmywalną czcionką wyryłem kwotę do zapłaty? Jak się nie podoba, idź se Pan gdzie indziej.
Wydaje się, że w handlu rzeczami używanymi (lub ogólnie – z drugiej ręki), istnieje jakiś luz, jakieś pole do zawiązania ludzkiej relacji – do ponegocjowania ceny chociażby. Nawet jeżeli uda się 10 zł stargować, dla zasady. Jeżeli takie miejsca są dziś namiastką rynków, ryneczków i bazarów, które były jeszcze niedawno symbolami naszego miasta – przez wzgląd na pamięć o nich – targujmy się!
Z drugiej strony:
A niby dlaczego? Jeżeli ja, sprzedający, wyceniam jakiś towar, to on jest wart właśnie tyle. Nie więcej, nawet nie 10 zł mniej. Czy to w sklepie, czy w sieci, kurtka albo ekspres do kawy kosztuje tyle, ile jest napisane na metce. Nie pójdziesz przecież do Biedronki żeby przy kasie za świeżaka wartego dwie dychy oferować piątaka, prawda?
W internecie jest tak samo. Wszystko, co jest sprzedawane, ma cenę. Ustala ją ten, który sprzedaje – a nie ten, który kupuje. Tak było od wieków – nawet na ryneczku na Gajowej czy na Madro. To, że czasem ktoś gdzieś dopuszczał możliwość negocjacji, nie tworzy generalnej zasady.
Jeżeli więc kupujesz w internecie – czy to jest wirtualny sklep z komputerami, czy po prostu profil białostocki do tego przeznaczony – nie targuj się. Nie wypada. Internetowy savoir vivre nakazuje przyjąć do wiadomości kwotę oferowaną przez sprzedawcę. Żeby nie wyjść na kompletnego laika w temacie, żeby zachować twarz, żeby nie narazić się na niepotrzebną śmieszność. Kultura w sieci, proszę Państwa!
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl