Dwie twarze: Praca szuka człowieka? Chyba nie u nas [FELIETON]
W zeszłym tygodniu było o złym pracowniku. Po drugiej stronie barykady wcale nie lepiej.
Bezrobocie spada, mówili. Era pracownika, mówili. Jola, lat 25 już nawet nie załamuje rąk, czytając kolejne ogłoszenie, w którym oczekuje się dwuletniego doświadczenia i skończonych pięciu kursów, no i co najmniej dwóch języków obcych. Praca w recepcji za najniższą krajową. Wypasik.
Jurek, lat 30, doświadczony kierowca z praktyką, nie dostał roboty, bo wymsknęło mu się na rozmowie, że po miesiącu w trasie chciałby tydzień wolnego. A Halinka już nawet nie patrzy na anonse w Polsce, tylko ogląda stronki z ofertami z Norwegii i Irlandii, bo jako opiekunka osób starszych z dziesięcioletnim doświadczeniem u nas może dostać najwyżej tysiaka i to na czarno.
Era pracownika, mówili. Praca sama szuka człowieka, mówili. Jakieś nieporozumienie chyba. Nie dość, że wymagania z czapy, to oferta mizerna. W dobie zasiłków, zapomóg, 500 plus i innych, najniższa krajowa nazbiera się sama – nawet nie trzeba iść do pracy. I ci, co nie są na tyle sprytni, żeby brać od państwa, z łatwością znajdują prace remontowo–budowlane czy podcieranie tyłków bogatych Niemców.
Z drugiej strony:
Może tak strasznie to jednak nie jest? Ludzie jednak pracują, utrzymują się, wyjeżdżają na wakacje. Kupują mieszkania, samochody. Wychowują dzieci, robią zakupy nie tylko w Biedronce. Zakładają firmy, rozwijają biznesy. Tylko ci zaradni mają dobrze?
Wygląda na to, że tak. Że trzeba korzystać z praw wolnego rynku, z wolnych granic, z otwartych drzwi kebabu czy budowlanki w Belgii albo Anglii. Pracodawcy oferują to, na co godzą się pracownicy. Jak ktoś godzi się przyjść za tysiąc dwieście i pracować kilkanaście godzin, to z jakiego powodu szef miałby oferować więcej i oczekiwać mniej?
Sami sobie to robimy. Wychowaliśmy sobie pracodawców, którzy za grosze dostają specjalistów i fachowców, więc świeżaków po studiach zwyczajnie mogą olać. Zapomnij więc o pracy w wyuczonym zawodzie, zgodnym z kierunkiem studiów – ilu może być socjologów czy pedagogów. Na sukces trzeba sobie zapracować. Zacznij od tej najniższej krajowej, staraj się pilnie i daj się dobrze poznać. Za rok, dwa, dziesięć, może też będziesz szukać pracowników i dziwić się, że za tysiaka nie chcą przyjść.
I tego Ci serdecznie życzę.
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl