Dwie twarze: Nikt nie chce za darmo – tylko my [FELIETON]
Nie każdy jest asem ekonomii. Nie każdy musi być. Tak jesteśmy nauczeni, że jak dają, to trzeba brać...
Może i matematyka trudna jest. Może i większość ściąga na lekcjach, a potem nic nie kuma. Może i tangens nie jest najlepiej opanowany w społeczeństwie. Ale ile to jest 2,5 tys. franków szwajcarskich, większość z nas w nocy o północy policzy natychmiast – i to po aktualnym kursie. Kupa kasy, nie? 9985 zł – po wczorajszym według NBP, 9993 zł w kantorze przy ul. Lipowej. Tyle miesięcznie miał dostawać każdy Szwajcar – za darmo. I nie chcieli!
W referendum prawie ośmiu na dziesięciu Szwajcarów odrzuciło ten pomysł. Nie ukrywam, przeszło mi przez myśl, jak to by wyglądało u nas. Szanowna komisja wraz z mężem zaufania nie nadążałaby kart rozdawać i urn opróżniać – taki byłby ruch w narodzie. Sto dwadzieścia procent na tak! Bo my lubimy za darmo.
Ostatnio wszyscy zadowoleni, bo po pięćset każdy dostał. No chyba że dzieci nie ma, to markotny. Pozostali – radość i prokreacja w toku. Pozostałym tylko nadzieja na minimalną stawkę godzinową została. Ale to już problem, bo, choć gwarantowane, jednak nie za darmo. Ach, głupi ci Szwajcarzy. Nie chcą za darmo. Takiej kasy. A może mają rację, że nie chcą? W sumie to my spłacamy kredyty w ich frankach, a nie oni – w naszych złotówkach...
Z drugiej strony:
Nie każdy jest asem ekonomii. Nie każdy musi być. Tak jesteśmy nauczeni, że jak dają, to trzeba brać. Kto się nie najadł na degustacji w sklepie, ręka do góry. Kto nie wziął sześciu puszek red bulla, jak rozdawali w Centrum? Kto nie skusił się na soczek, bo 50% gratis? Dają, to trzeba brać.
A dlaczego nie? Jeśli możemy coś dostać, mieć więcej, żyć lepiej – to dlaczego nie? U przeciętnej rodziny parę stówek na dziecko albo lekka podwyżka z powodu gwarantowanego minimum na umowie śmieciowej – to naprawdę odczuwalny zastrzyk w portfelu. I naprawdę nie musi oznaczać, że nagle wszyscy beneficjenci kasy na drugie i kolejne dziecko to patologiczni ojcowie, którzy pójdą przepijać albo zwiększą na to konto kwotę debetu w zeszycie u pani sklepowej.
A jak ktoś ma coś przeciw darmowej kasie, powinien umieć jasno i prosto wyjaśnić swoją rację. Strasznie jestem ciekaw, w jaki sposób Szwajcarzy doszli do wniosku, że nie chcą, żeby im się co miesiąc konto zasilało z kasy państwa. Co oni wiedzą, czego my nie wiemy?
Co myślicie? Jak dają – to brać?
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl