Aktualności

Wróć

Dwie twarze: Ile wydasz na święta? [FELIETON]

2014-12-01 00:00:00
Statystyczny Polak zje w tym roku na święta równowartość najniższej krajowej. Co o tym myśleć? Mam mieszane odczucia...
freeimages.com
Z jednej strony...

Według najmiłościwiej nam panujących sondażowni, bez których statystyczny człowiek przecież nie wie, którą nogą wstać – żeby nie być w mniejszości – przeciętny zjadacz karpia przeznaczy na najbliższe święta prawie tysiąc dwieście złotych. Oznacza to, że nawet na Podlasiu – gdzie podobno najniższa krajowa to standard – zwykły białostoczanin potrafi oddać całą wypłatę, żeby choć w te dwa dni poczuć się kimś, kim nie jest. Zastaw się a postaw się? Masakra.

Siedem kilo schabu, cztery półlitry oraz krewetki i surimi na tradycyjną wieczerzę wigilijną to akurat zwykłe zakupy, które przecież każdy z nas robi na co dzień. Ale jeżeli my, biedni zwykli ludzie – nagle z powodu świąt wydajemy majątek na tony zabawek i gadżetów tylko po to, żeby uważać się za szczęśliwych i majętnych, to chyba jest coś nie tak.

Jeden dzień w roku. Jedna tylko chwila, kiedy przeglądając się w blasku lampek choinkowych możemy poczuć się spełnieni, bo: lodówka pełna, alkoholu starczy do sylwestra, dzieciaki nie zostaną obśmiane w szkole, bo dostały wszystko to, co akurat jest na topie. Wszystko gra. Co z tego, że w kieszeni wiatr. Co z tego, że zęby na półki. W Boże Narodzenie pieniądze przecież nie są najważniejsze...

Z drugiej strony...

Z całym szacunkiem – co za hipokryzja. Wiadomo, że okres świąteczny zdarza się tylko raz w roku i tylko raz w roku pozwalamy sobie na odrobinę szaleństwa. Człowiek haruje całymi dniami, nie ma czasu dla bliskich, i ciągle gdzieś goni. Co jest złego w tym, że ten jedyny okres, w dodatku wypełniony szczerze wyjątkową atmosferą, chcemy spędzić nie patrząc na portfel?

Powinniśmy w ogóle wyjść od faktu, że bardzo nieeleganckie jest zaglądanie komuś do kieszeni. Co z tego, że ktoś wydał tysiąc albo dwa? Co z tego, że ktoś odkłada miesiąc czy pół roku, żeby zrobić sobie przyjemność na święta. Jeden odkłada na wakacje, inny na deskorolkę – jeszcze inny na wesołego Mikołaja. Co Tobie do tego?

Świąteczny stół dlatego jest nazywany świątecznym – że jest inny niż co dzień. Okazja, jaką świętujemy, warta jest dla wielu osób przeznaczenia większych środków – kupienia lepszej wędliny, uwędzenia mięsa czy usmażenia karpia. Chcemy się ładniej ubrać, lepiej wyglądać i czuć się szczęśliwsi – nawet, jeżeli jednym z elementów tej radości będzie uśmiech dzieciaka trzymającego w ręku najnowszy egzemplarz Furby (czy co tam jest teraz modne). Dosyć straszenia nas wciąż modnym słowem konsumpcjonizm!

A Ty – ile wydasz?
Piotr Czybaty
24@bialystokonline.pl