Dwie twarze: Czołgi na ulicach Białegostoku [FELIETON]
Impreza minęła, czołgi pojechały. Czujesz się bezpieczniej?
Piotr Sobolewski
W sobotę na ulice w całej Polsce wyjechały czołgi i wozy bojowe. W Białymstoku przed teatrem zapachniało legendarną już grochówką i błysnęły karabiny. Ludzie przechadzali się, jedli, oglądali. Popatrz synku, tak wygląda Leopard – słyszało się głosy. Impreza minęła, czołgi pojechały. Czujesz się bezpieczniej?
Taki taktyczny pokaz siły militarnej w Białymstoku, który od najbliższej poważnej bazy wojskowej oddalony jest dość znacznie, może i jest imponujący. Ale czy daje nam coś poza jednodniową atrakcją dla dzieciaków, które usiądą w Rosomaku? Popatrzeć na czołg, potrzymać broń, zjeść ciepłą zupę – spotkać znajomych i pospacerować po naszym pięknym mieście. Taką wartość niesie sobotni piknik – tak sobie myślę. Bo nikt chyba nie łudzi się, że w razie niebezpieczeństwa cały ten sprzęt zdąży nas uratować.
Popatrzyliśmy, podotykaliśmy i tyle. Zawsze to jakaś alternatywa i wymówka dla niepójścia na niedzielne referendum, co nie? Bo zmarzliśmy, bo się nie chciało. W razie potrzeby pakujemy czołg na samolot i w godzinę jesteśmy u Was – mówili amerykańscy i polscy żołnierze. A już dzień później legł w gruzach projekt regionalnego lotniska. Czyli – ani czołgu, ani samolotu w razie napaści zbrojnej obcego mocarstwa. Pozostaje pełny bak i nadzieja na S8 – albo niezłe zapasy w piwnicy.
Z drugiej strony:
Kiedy ostatnio międzynarodowe siły zbrojne, z udziałem amerykańskiego sprzętu bojowego, broniły naszego kraju? Kiedy stacjonowały tu zagraniczne jednostki? Oczywiście nie mówię tu o wojskach Układu Warszawskiego, to się nie liczy. Nie macie wrażenia, że jednak dzieje się historia? Że obserwujemy coś, o czym będzie wzmianka w podręcznikach? O tych sobotnich Rosomakach i Leopardach – też.
Ta grochówa, karabiny, powitanie amerykańskich sojuszników w Białymstoku i innych miastach, pikniki i pokazy, dają jakieś poczucie, że nie jesteśmy sami. Że są wśród nas przedstawiciele, że pomogą nam w razie niebezpieczeństwa – jakkolwiek abstrakcyjnie postrzegamy dziś taką sytuację. I nawet nie taka zła ta grochówka była.
Nie szykujemy się do wojny, ale fajnie mieć poczucie, że nie jesteśmy sami. A już poza wszystkim – całkiem niezła impreza dla dzieci i dorosłych tam przed teatrem była. Dużo zdjęć na fejsa, znajomych wokół, no i ten czołg. Dzieciaki szalały. Powinni ten piknik zrobić w niedzielę – przed komisjami obwodowymi. Może przynajmniej frekwencja nie byłaby tak mizerna. No a tak, czołgi pojechały, samoloty nie przylecą. A my znowu sami w tym naszym najlepszym mieście do życia...
Piotr Czubaty
24@bialystokonline.pl