Aktualności

Wróć

Dawno temu nad Białką. Zgnębiony białostocki reporter

2014-07-24 00:00:00
Przed wojną, do jednej z tutejszych redakcji przyszedł bardzo strapiony swoją niedolą reporter. Poprosił kolegów po fachu o rozweselenie od utrapienia, jakiego znieść już nie może.
Wrota Podlasia
- Wyobraźcie sobie powiada - pracuję jak wół, jak niewolnik, gonię za sensacjami, wiadomościami, nowinami od rana jednego do świtu następnego, a jaką mam za to podziękę? Kiedy przynoszę naczelnemu te z takim mozołem uzbierane wiadomości, zaczyna naczelny zupełnie bezczelnie krytykować i kwalifikować.

Wielki pożar...

- Usiłowanie samobójstwa... Też mi coś - powiada naczelny - Jak się ktoś upije w jakiejś knajpie, a później oczywiście wytrzeźwieje, to kogo to obchodzi? Dawaj mi pan kompletnego wisielca, przestrzelonego na wylot i otrutego jodyną, zmieszaną z esencją octową...

Pożar. Naczelny krzywi się: Co?! Tylko dwa chlewy się spaliły i 3 świnie? To jest zawracanie głowy, a nie pożar. Panie szefie - powiada utrapiony reporter - przecież ja dla pańskiej przyjemności nie podpalę ratusza miejskiego! Co ja mogę zrobić, jeśli u nas nic się nie pali? Panie szefie, czy ja nie chcę, żeby się paliło? Jeśli pan mnie zna, to pan wie, że ja najlepiej się czuję, wtedy, kiedy zdarza się jakiś wielki pożar, tak przynajmniej na 200 wierszy... Wtedy to można tak ładnie napisać o tym, jakim strasznym żywiołem jest ogień, alarmować wszystkie władze, chwalić dzielną straż ogniową, ubolewać nad stratami pogorzelców itd. Tak, tak, panie szefie, ja bym więcej niż pan wolał, aby choć co dzień były pożary. Ale trudno, los nie łaskaw dla reporterów...

Sensacje w Urzędzie Miejskim

Sprawozdanie z Rady Miejskiej. Panie - powiada naczelny - co to za sprawozdanie? Same liczby budżetowe, jakieś przepisy sanitarne, uchwały rzeczowe? Co to jest? Czy po to się panu płaci, aby pan takie głupstwa notował i mi przynosił? Sensacje powinien pan przynosić z Rady Miejskiej i Magistratu, rozumie pan? Ostre incydenty, walenie w pulpity pięściami, głośne okrzyki, wzajemne oskarżania się, zatargi i kłótnie... Oto, czego mi trzeba.

Kiedyś było dobrze, za dobrych czasów. Same sensacje działy się w Magistracie: elektrownia, towarzystwo spod jednej kołdry, bruki pana inżyniera, rewizja ministerialna, córy Koryntu przy świątyni...

Swoim redakcyjnym kolegom tak oto skarżył się pewien białostocki dziennikarz latem 1929 roku...
Judyta Kokoszkiewicz
24@bialystokonline.pl