Przewrotnie zacznijmy od końca. Na ostatniej stronie Aleksandry zamieściła Pani adnotację: Z Aleksandrą przeżyłam spełnienie moich marzeń. Czy może Pani ją rozwinąć?
- W czasie prac nad pierwszymi rozdziałami Aleksandry rozpoczęłam współpracę z wydawnictwem Szara Godzina. Znalezienie wydawcy po sześciu latach bezowocnych poszukiwań i prób było spełnieniem moich marzeń. Ktoś docenił to, co wyszło spod mojego pióra i dał mi szansę. Pisząc ostatnią część trylogii Na Podlasiu doświadczałam nieznanych mi dotąd emocji związanych z przygotowywaniem debiutu literackiego: sukcesu, radości z otrzymanej szansy, a także niepokoju o powodzenie całego przedsięwzięcia. Opowieść o Diamentowej Aleksandrze skończyłam zaledwie na miesiąc przed ukazaniem się mojej pierwszej książki Podróże serc. Powstawała więc w czasie takiego roku spełnienia moich marzeń.
Która z bohaterek sagi jest Pani najbliższa? Z którą i w jakim stopniu się Pani utożsamia? A może całkowicie są to wytwory Pani wyobraźni?
- Bohaterki Na Podlasiu powstały w mojej wyobraźni, aczkolwiek w każdej z nich zostawiłam szczyptę siebie. Antonia była nauczycielką. Ja od zawsze miałam sentyment do tego zawodu, skończyłam studia o kierunku nauczycielskim, ale nie dane mi było pracować w tym zawodzie. Teraz moje priorytety uległy zmianie, ale z przekory moja pierwsza bohaterka uczy dzieci. Cecylia jest obowiązkowa, a ta cecha charakteru w opinii bliskich mi osób niezwykle u mnie dominuje. Zaś Aleksandra podchodzi z dystansem do swoich sukcesów i ja też staram się, aby moja pisarska kariera nie zmieniła mnie, nie przysłoniła zwyczajnego, codziennego życia. Najbliższą bohaterką sagi będzie dla mnie zawsze Antonia, jako ta z którą ponownie odkryłam w sobie pasję do pisania.
W której części sagi pojawia się najwięcej nawiązań do historii, prawdziwych miejsc, wydarzeń? Np. w Aleksandrze spotykamy Bolesława Prusa i Stefana Żeromskiego. Główna bohaterka odwiedza także warszawskie Powązki. Co więcej, sugeruje Pani, że to właśnie Diamentowa Aleksandra zainspirowała Prusa do napisania Lalki.
- Cała trylogia Na Podlasiu jest osadzona w realiach historycznych (czasie i miejscu) poczynając od 1869 r., kiedy Antonia przyjeżdża do Białej (obecnie Białej Podlaskiej), a kończąc na 1888 r., gdy przebywa w niej Aleksandra. Wydaje mi się, że najwięcej wydarzeń historycznych umieściłam w Cecylii opisując dzieje męczeństwa ludności wiary unickiej w czasie ich przymusowego przejścia na prawosławie w latach 1874-1875.
Wszystkie wzmiankowane przeze mnie miejscowości istnieją, chociaż nie w każdej znajdowały się dwory czy folwarki, które wymyśliłam w fabule. Wiele z opisanych budowli zmieniono w zabytki, inne są nieużytkowane, trasy podróży czy ulice funkcjonują do dnia dzisiejszego. Tak jest z domem na ul. Stacyjnej w Białej Podlaskiej, w którym w latach 1882 – 1891 częstym gościem u siostry swojej macochy Heleny Radziejewskiej (żony bialskiego zawiadowcy stacji kolejowej) był Stefan Żeromski jeszcze jako student weterynarii, a następnie guwerner w ziemi łosickiej. Nie mogłam pominąć tego mało znanego faktu i chciałam w powieści przywrócić pamięć o tym, że wybitny literat miał swoje związki z Podlasiem. Historia Aleksandry i Bolesława Prusa powstała zupełnie w mojej wyobraźni. Sugerowałam się jedynie posadą pisarza, który jako dziennikarz w Kurierze odpowiedzialny był za kronikę towarzyską, więc musiał pisać o wydarzeniach teatralnych. Inspiracje do napisania Lalki były zupełnie inne. Wszystkich czytelników zachęcam i serdecznie zapraszam na Podlasie do odwiedzenia miejsc związanych z sagą i naocznego przekonania się, jak wiele z przeszłości jest wokół nas.
Dużo miejsca, zarówno w Aleksandrze, jak i w poprzednich książkach, poświęca Pani relacjom polsko-rosyjskim w czasie zaborów. Stara się Pani spojrzeć w przeszłość obiektywnie i że jest Pani przeciwniczką wrzucania wszystkich do jednego worka, dzielenia na wyłącznie złych i wyłącznie dobrych.
- Ma Pani rację. Staram się zachować obiektywizm nie tylko w stosunku do przeszłości, ale i do teraźniejszości. W każdym czasie, w każdym narodzie spotyka się ludzi dobrych i złych. Nie można generalizować, że każdy urzędnik czy żołnierz carski był z natury zły czy antypolski. Przeczą temu mieszane związki i zawierane przyjaźnie. Obie strony były na siebie skazane i musiały funkcjonować razem w danej rzeczywistości. Zaborcy mieli przewagę, to oni byli stroną dominującą, rozkazującą. Do nich należało wypełnianie odgórnych ukazów carskich (np. nakładania kontrybucji na dwory czy wioski, nakazywania im kwaterunku wojska, poboru do armii, wprowadzania nauczania po rosyjsku itp.) wedle własnej inicjatywy. Sporadycznie zdarzało się przymykanie oczu na propolskie akcje, gdyż zaborcy chcieli pokazać władzę carską jako coś dobrego. Dlatego na przykład polskie towarzystwa działające przy parafiach mogły organizować charytatywne koncerty czy zbiórki, a nieliczne rodziny ziemiańskie, głównie kobiety - organizować tajne lekcje polskiego. O nadużyciach (łapówki, szantaże) możemy mówić w stosunku do pojedynczych osób i na pewno się zdarzały. To z takiego zachowania jednostki wynikał opór i niezadowolenie podległej ich władzy ludności.
Zwraca Pani uwagę również na gwarę i obrzędy. Ile czasu trzeba było poświęcić na zebranie wiedzy na ten temat? Ile z tego w nas zostało? Jak bardzo Pani zdaniem oddaliliśmy się od życia zgodnie z cyklem natury? Jak to się stało, że większość ludowych obrzędów nie przetrwała próby czasu?
- Spory zasób wiedzy odnośnie XIX-wiecznych realiów posiadałam jeszcze ze studiów historycznych i z pracy nad artykułami historyczno - obyczajowymi w stylu Jak dawniej na Podlasiu świętowano, które gościły na łamach lokalnego tygodnika Słowo Podlasia. Zbieranie podstawowych, niezbędnych informacji trwało systematycznie przez okres około dwóch lat. Swoją wiedzę o regionie staram się cały czas wzbogacać, wyszukując nowe ciekawostki i zaznajamiając się z aktualnymi pracami historycznymi, etnograficznymi, dotyczącymi obyczajów i obrzędowości pozostającymi w zasobie Działu Regionalnego Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej.
Niestety zmiany społeczne, jakie nastąpiły po II wojnie światowej (migracja ludności wiejskiej do miast) oraz gwałtowny postęp techniczny, który dzieje się dosłownie na naszych oczach bardzo oddaliły nas od życia w rytmie wyznaczanym przez pory roku, który był dostrzegalny jeszcze sto lat temu. Nie sprzyjają temu również zmiany klimatu i nieprzewidywalność pogody. Wiele przysłów już się nie sprawdza. Na przykład to odnośnie Bożego Narodzenia Barbara (4 grudnia) po wodzie to Boże Narodzenie po lodzie i na odwrót. Mam jednak nadzieję, że obecna moda na ekologię i styl życia w zgodzie z naturą w pewnym stopniu przywrócą ten zapomniany przez wielu cykl. Wspomniane przeze mnie przyczyny zmian przyczyniły się także do zubożenia naszej obrzędowości. Do dziś zachowała się większość zwyczajów dotyczących głównych świąt chrześcijańskich. Rzadziej praktykuje się zwyczaje rolnicze (oprócz dożynek) związane chociażby z rozpoczęciem orki, żniw czy pierwszym wypasem bydła po zimie. Wiele odeszło w zapomnienie i zobaczyć je można tylko na przedstawieniach w skansenach czy wystawach w muzeach etnograficznych. Od edukacyjnej misji tych instytucji zależy czy zainteresują regionalną obyczajowością i zwyczajami młode pokolenie, by ono przekazało wiedzę kolejnym generacjom.
Jestem po lekturze całej sagi i odnoszę wrażenie, że z każdą książką fabuła staje się bardziej dynamiczna i mniej przewidywalna. Czym mam rację? Czy Pani także towarzyszy poczucie, że z każdą następną stroną rozwija się Pani jako pisarka?
- Tak, jestem świadoma tego, że mój warsztat literacki rozwija się i ubogaca. Duża w tym zasługa mojego wydawcy, który od początku naszej współpracy wspiera mnie, wprowadza w wydawnicze niuanse i udziela dobrych, konkretnych rad odnośnie warsztatu i stylu pracy. Jestem wdzięczna wszystkim pracownikom wydawnictwa, redaktorom, korekcie za cenne sugestie i zwracanie uwagi na przeróżne drobnostki, które w czasie pracy twórczej potrafią przemknąć niepostrzeżenie. Bardzo dużo nauczyłam się od tych osób i zauważam, jak ich doświadczenie pozytywnie rzutuje na moją pracę, a zarazem na odbiór czytelników.
Co dalej? Nad czym aktualnie Pani pracuje?
- Przed kilkoma dniami skończyłam kolejną powieść z Podlasiem w tle, przenosząc się w okres tuż po powstaniu listopadowym, gdy ziemie te przemierzano jedynie konno, a chłopi zmuszeni byli do obrabiania pańszczyzny. W tych realiach pierwszej połowy XIX w., gdy rewolucja przemysłowa dopiero nabierała rozpędu moja bohaterka będzie poszukiwała swojej prawdziwej tożsamości. Teraz czeka mnie pierwsza autoredakcja i korekta książki, a następnie jej przedstawienie do akceptacji Wydawnictwu. W planach mam już kolejną kilkuczęściową powieść, którą być może uda mi się zacząć pisać w czasie lipcowego urlopu. Po prostu nie potrafię już żyć bez pisania. To dla mnie najlepszy relaks.
Dziękuję za rozmowę
Portal BiałystokOnline.pl objął książkę Aleksandra. Na Podlasiu patronatem medialnym.
Zobacz też:
Podlaska Jane Austen. Rozmowa z pisarką Agnieszką Panasiuk KONKURS
KONKURS