Kultura i Rozrywka

Wróć

Czy pamiętamy? 83. rocznica drugiej deportacji [WYWIAD]

2023-04-12 07:54:35
Zbliża się rocznica drugiej deportacji polskiej ludności. Miała ona miejsce dokładnie 13 kwietnia 1940 r. To wówczas Sowieci wywieźli, głównie do Kazachstanu, blisko 62 tys. osób.
Anna Kulikowska
- Kto i dlaczego był zmuszony opuścić swój dom?

Dr Tomasz Danilecki z Muzeum Pamięci Sybiru: Druga deportacja miała miejsce 13 kwietnia 1940 r., więc zaledwie dwa miesiące po pierwszej, która nastąpiła 10 lutego tego samego roku. O ile pierwsza obejmowała rodziny leśników i osadników wojskowych, to ta druga miała dosyć specyficzny charakter. Była w bardzo istotny sposób połączona ze zbrodnią katyńską. Objęła w przeważającej części rodziny oficerów, którzy w dokładnie tym samym czasie byli mordowani w Katyniu, Charkowie, Twerze i w innych miejscach. To działo się niemal w tych samych dniach. Można dywagować, jaki był cel tej wywózki. Otóż te rodziny, które do czasu zbrodni katyńskiej miały kontakt ze swoimi ojcami, braćmi, synami, którzy byli w obozach jenieckich, w momencie, gdy wydano na nich wyrok, ten kontakt straciły. Sowietom chodziło więc o to, aby te rodziny nie zadawały pytań, nie miały możliwości upominania się oficjalnie o los swoich bliskich.

- Jak wyglądały okoliczności deportacji z 13 kwietnia 1940 r.?

Została poprzedzona nieoficjalnym, dyskretnym ustalaniem adresów tych rodzin. Przeprowadzano przy pomocy NKWD wywiady środowiskowe, ustalano adresy tych osób po to, aby je wywieźć i aby nie mogły publicznie zadawać pytań o los swoich bliskich. W skutek tego, że były to głównie rodziny jeńców wojennych, a więc mężczyzn, deportacja objęła przeważnie kobiety, dzieci oraz osoby starsze. Warto to podkreślić, bowiem ich los później był wyjątkowo ciężki. W tych rodzinach nie było dorosłych mężczyzn, którzy mogliby pomagać w codziennej pracy i egzystencji.

Planowano deportować około 20-25 tys. rodzin, czyli około 100 tys. osób. Ostatecznie ta liczba była mniejsza z różnych względów. Części adresów nie udało się ustalić, część tych rodzin wyjechała na tereny okupacji niemieckiej. Ostatecznie deportacja objęła około 62 tys. osób, pochodzących głównie z terenów tzw. zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy. To te obszary II Rzeczypospolitej, które zostały wcielone w skład Związku Sowieckiego po 17 września 1939 r. Na Podlasiu obszar ten sięgał aż za Łomżę.

- Co się działo 13 kwietnia?

Wywózka wyglądała podobnie jak wcześniejsza, lutowa. Były podstawione składy towarowe, tzw. bydlęce wagony. Początkowo Sowieci obliczali, że miało być około 80 transportów, ostatecznie było ich 50. Część osób spodziewała się, że ta deportacja nastąpi. Więc część osób się ukrywała. Poza tym niektórzy spodziewali się wywózki i przygotowali się do niej, bowiem docierała już pierwsza korespondencja od tych, którzy byli wcześniej deportowani. Pisali: Zabierajcie wszystko co macie, ubrania, jedzenie, wszystkie zapasy, naczynia nietłukące się, bo tam niczego nie ma.

Sowieci przychodzili nad ranem, dawali bardzo ograniczony czas, poganiali, ludzie często byli w panice. W kwietniu, w odróżnieniu od wywózki lutowej, nie było też takiego mrozu.

- Dokąd wywożono ludzi?

Transporty pojechały do północnych obwodów Kazachstanu. Ci ludzie dojeżdżali na miejsce koleją, stamtąd byli odbierani ciężarówkami i osiedlani, albo w miejscowościach, w których byli już inni deportowani, albo rzucani na goły step i musieli sobie radzić. Mieszkali w ziemiankach, chlewikach, stajniach. Wiosną może było to jeszcze do wytrzymania, jednak te pomieszczenia nie nadawały się do mieszkania zimą. W Kazachstanie lato jest bardzo gorące, a zima bardzo zimna. Wieją silne wiatry, tzw. burany, które zawiewają śniegiem cały świat. Warunki były bardzo trudne. Cenne rzeczy, które deportowani zabierali ze sobą, musieli następnie wymieniać na ciepłe walonki czy czapki uszanki albo po prostu na jedzenie.

Początkowo część tamtejszej ludności była wrogo nastawiona do Polaków, ponieważ władza sowiecka określała Polaków, jako złych. Jak wspominają deportowani, pierwsze momenty w Kazachstanie wyglądały jak targ niewolników. Ludzie mieli być zatrudnieni w kołchozach czy sochwozach, w różnych przedsiębiorstwach i pojawiali się przedstawiciele tych kołchozów i wybierali najsilniejszych, którzy nadawali się do pracy. Problem był z tymi słabszymi, nikt ich nie chciał.

W Kazachstanie, w przeciwieństwie do właściwej Syberii, nie było obowiązku pracy. Nie było osad pilnowanych przez NKWD. Więc deportowani sami musieli zorganizować sobie życie, a przede wszystkim mieć pracę, bo kto nie pracował, nie dostawał jedzenia. Byli zatrudniani w tych kołchozach, dostawali jakieś wynagrodzenie, które często było wypłacane w płodach rolnych, dopiero po zbiorach, czyli na jesieni. A ci ludzie trafili tam w kwietniu. Więc ten pierwszy czas był najtrudniejszy. Głównie żyli ze swoich zapasów i z tego, co wymienili.

- Dzieci mogły chodzić do szkół?

Teoria i praktyka była zupełnie inna. Sowiecka teoria gwarantowała wszystkim opiekę zdrowotną, wykształcenie, jednak praktyka była inna. Dzieci chodziły do szkoły, o ile taka się znajdowała w miejscu ich pobytu. Jednak była to oczywiście szkoła sowiecka, z językiem rosyjskim. Jeśli jakieś dziecko było w wieku nastoletnim, chciało chodzić do szkoły średniej, to cała rodzina musiałaby się przeprowadzić do miejscowości, gdzie taka szkoła była. W warunkach kazachskich nie było to możliwe, bowiem tam są ogromne odległości.

- Jak wyglądało życie już tam, na miejscu?

Najtrudniejsza była zima. Trzeba było przygotować zapasy jedzenia i opał. Kazachstan to kraj, w którym praktycznie nie ma drzew, a zatem i drewna. Budowano ziemianki ze słomy zmieszanej z gliną. Jeśli było szkło, robiono okna. Dach kryto słomą. Potrzebne były żerdzie, które zdobywano jakoś od miejscowej ludności. W takich ziemiankach ludzie musieli przetrwać zimę. Ogrzewanie było możliwe dzięki tzw. kiziakom, czyli odchodom bydlęcym, które zbierano w stepie i suszono. Trzeba było do zimy zebrać taki zapas, aby przetrwać czas od listopada do maja.

Mnóstwo osób umarło z powodu zimna, głodu i chorób. Większość deportowanych w kwietniu byli to mieszkańcy miast, rodziny oficerów rezerwy, którzy w cywilu byli lekarzami, nauczycielami, prawnikami itp. Ci ludzie nie przywykli do ciężkiej pracy fizycznej.

- Ile osób wróciło do Polski i w jaki sposób?

Trudno jest podać nawet szacunkowe liczby wywiezionych w drugiej deportacji, którzy powrócili. Deportacje były cztery, a drogi powrotu dla wszystkich wspólne. Po tym, jak Niemcy napadli w 1941 r. na Związek Sowiecki, Stalin szukał sojuszników także wśród Polaków. Wówczas zawarto tzw. układ Sikorski-Majski, w którym Sowieci udzielali deportowanym tzw. amnestii, chociaż nie byli oni za nic skazani! Ten układ przewidywał także tworzenie armii polskiej i zwalniał Polaków z miejsc deportowania. Osoby te szły do Armii Andersa i albo wracały po wojnie do kraju, albo zostawały na Zachodzie. Wiele osób jednak nie wiedziało o tym, że armia powstawała, albo nie miała jak do niej dotrzeć. Po jej ewakuacji z ZSRS, deportowani wstępowali do Armii Berlinga, utworzonej przez Sowietów. Wiele osób, przeważnie kobiet, dzieci i starszych, musiało jednak zostać. Oni wrócili dopiero po wojnie. Ostatnie powroty trwały jeszcze po 1956 r.

- A dlaczego Związek Sowiecki w ogóle deportował ludzi w te obszary?

Powody deportacji były złożone. Władze sowieckie miały z tego mnóstwo korzyści. Przede wszystkim pozbywały się osób, które nastawione były antysowiecko, które były w lokalnych środowiskach autorytetami wywierającymi wpływ na otoczenie. Poza tym następowała depolonizacja tych obszarów. Wywożono inteligencję, która miała silny związek z polskością.

W optyce sowieckiej ważne było także i to, że następowała kolonizacja Kazachstanu. Ziemie te były bardzo urodzajne, potrzebne były ręce do pracy. To były także obszary perspektywiczne, Kazachstan był bardzo bogaty w surowce mineralne. Chciano rękami polskich, i nie tylko polskich niewolników zagospodarować i ucywilizować ten region.

Dziękuję za rozmowę.
Anna Kulikowska
anna.kulikowska@bialystokonline.pl