Można się domyślić, że gdyby zrobić ankietę z pytaniami: co upamiętnia utworzony z trzech krzyży pomnik przed Stocznią Gdańską?, kim jest Zbyszek Godlewski?, albo co miało wpływ na odsunięcie Gomułki od władzy i objęcie stanowiska I sekretarza przez Gierka? tak naprawdę niewielu, by na nie odpowiedziało.
Można też mieć wrażenie, że właśnie po to, aby dokształcić w dziedzinie historii najnowszej polskie społeczeństwo powstał film Antoniego Krauze Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł.
Obraz opowiada o wydarzeniach z grudnia 1970 r. na Wybrzeżu, gdy po znaczącej podwyżce cen ludzie wyszli na ulice z żądaniem dostosowania płac do wzrostu kosztów żywności. Do zdławienia rosnącej fali protestów wysłano wojsko i milicję, które spacyfikowały strajkujących ostrą amunicją.
Wybitny historyk, Wojciech Roszkowski, sugeruje, że śmierć mogło wówczas ponieść nawet 800 osób. Oficjalne liczby mówią o 45 zbitych.
Film pokazuje wydarzenia te przez pryzmat najbardziej nimi dotkniętej Gdyni. To właśnie tam, w czarny czwartek 17 grudnia, po apelu prominentów o powrót do pracy zaczęto strzelać do stawiających się w stoczni robotników.
Wśród zabitych był Zbigniew Godlewski - człowiek-symbol, który niesiony na drzwiach, jeszcze tego samego dnia stał się bohaterem ballady Krzysztofa Dowgiałło o Janku Wiśniewskim (autor - świadek wydarzenia, nie wiedział, jak nazywa się poległy stoczniowiec). Kule dosięgnęły również Brunona Drywę. I to on, wraz z rodziną, jest głównym bohaterem Czarnego czwartku.
Czarny czwartek jest zrobiony precyzyjnie. Precyzyjnie w najmniejszym szczególe. Gdy człowiek pada od kuli - scena jest rozdzierająco sugestywna. Gdy innego katują, krzywimy się od bólu, gdy ktoś płacze, niejeden w kinie ociera łzę.
Są losy stoczniowców, są rozgrywki partyjne. Jest rozgorączkowany Gomułka (chyba najlepsza kreacja filmu - Wojciech Pszoniak). Obraz zrealizowano w trosce o najmniejsze detale historyczne. Wykorzystano mnóstwo archiwalnych nagrań, które udało się zgrabnie wpleść w fabułę filmu. Paradoksalnie jednak, wszystko to, bez oryginalniejszych odniesień do indywidualnych losów szarych ludzi, robi z filmu coś na kształt fabularyzowanego (a może i wcale nie) dokumentu. Można więc odnieść wrażenie, że laboratoryjna wręcz troska o historię nieco zabija i przytłacza.
Do kina wybrać się warto, zwłaszcza po to, by zobrazować sobie horror PRL-owskiej rzeczywistości. Także po to, by usłyszeć Kazika w Balladzie o Janku Wiśniewskim. A na fotelach obok należy się spodziewać uczestników wycieczek szkolnych.
Sprawdź, gdzie można obejrzeć Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł:
Repertuar Kin i Teatrów.
E.S.