Nauka

Wróć

Co ze szkołami? Stacjonarna nauka byłaby przesadą - mówi szef podlaskiego ZNP [ROZMOWA]

2020-10-09 12:00:14
Czy szkoły powinny wrócić do zdalnego nauczania? Według Andrzeja Grygucia, prezesa podlaskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego - tak. I to pomimo tego, że rząd nie zadbał, żeby to przejście było płynne.
pixabay.com
Od soboty, większość kraju zostanie objęta tzw. żółtą strefą, która wprowadzi nowe obostrzenia, jak np. nakaz noszenia maseczek czy ograniczenie ilości miejsc w restauracjach, czy innych miejscach publicznych. A co ze szkołami? Na razie nie wiadomo. W internecie pojawił się komunikat MEN, mówiący o powrocie do zdalnej nauki, ale został on sprostowany przez samo ministerstwo.

O tym, co dalej ze szkołami premier Mateusz Morawiecki ma poinformować w sobotę (10.10), chociaż z kręgów partii rządzącej płyną komunikaty, że raczej nie ma co się spodziewać zamknięcia szkół.

Jak w obecnej sytuacji rząd powinien postąpić, jeśli chodzi o dalsze funkcjonowanie szkół?

Myślę, że jeśli to się będzie rozwijało, to szkoły będą musiały przejść do pracy zdalnej – mówi Andrzej Gryguć, prezes podlaskiego oddziału ZNP. - To są duże zbiorowości i w związku z tym, fala pandemii może rozlać nawet w dziesiątkach tysięcy zakażonych i może dojść do zatkania szpitali i naprawdę dramatycznej sytuacji. Trzymanie się kurczowo prowadzenia zajęć stacjonarnych w tej sytuacji byłoby przesadą.

Czy szkoły są przygotowane na ponownego przejście na pracę zdalną? Wiosną wygenerowało to dużo problemów?

W szkołach jest pewne doświadczenie. Nie ma co ukrywać, że te 3 miesiące funkcjonowania zdalnego nauczania przyniosło sporo doświadczeń, ale na dole. Jeśli zaś chodzi o poziom ministerialny, to są przespane dni. Przez cały ten okres nie zbudowano wspólnej platformy do nauczania zdalnego. To jest ogromny błąd, dlatego że, powtórzy się pewnie sytuacja, gdzie cześć łączy internetowych znów będzie zatkana.

Druga rzecz to dostępność do nauki zdalnej w środowiskach wiejskich – jeśli chodzi o internet i komputery. Małe jednostki samorządu nie mają środków na wspieranie uczniów z terenów wiejskich, ale też na terenach mniejszych miast. Bez programu rządowego dotyczącego dosprzętowienia uczniów, który byłby już w tym momencie realizowany, a nie dopiero obiecywany, powstanie znów problem.

Kolejny arcytrudny kłopot, to opieka nad najmłodszymi, czyli przedszkolakami i klasami 1-3. Bez pomocy rodzica nauczanie zdalne jest właściwie niemożliwe.

Ministerstwo Edukacji zbagatelizowało problem. Do września trwały dywagacje, jak nauka w tym roku szkolnym będzie wyglądać. Wiedząc, że ta pandemia nie minęła, nie zrobiono nic. Pieniądze rządowe są kierowane na nieefektywne programy, a zapomniano o uczniach i szkole. Odpowiedzialność za nich zrzucono na dyrekcje i samorządy.

Czy obecna, trudna sytuacja, może mieć negatywne konsekwencję?

Edukacja jest tak naprawdę jedną z najważniejszych dziedzin gospodarki. Przy tym co się dzisiaj dzieje w świecie, przy zmieniającym się bardzo szybko sposobie komunikowania się i wytwarzania dóbr, nie przygotujemy młodego pokolenia do tych zmian. Nasza gospodarka i nasze społeczeństwo będzie przez to zwiększać dystans do najlepszych.

Od niedawna mamy nowego ministra edukacji (został nim Przemysław Czarnek), czy liczy Pan, że współpraca z ministerstwem się poprawi, bo ostatnio chyba nie należała do najlepszych?

Wątpię, żeby się coś zmieniło. Nie mieliśmy w ostatnim czasie szczęścia do ministrów edukacji, bo to są postacie, po pierwsze bez charyzmy, po drugie bardzo uległe w stosunku do sfer rządowych. I ta uległość oznacza tak naprawdę tylko administrowanie oświatą, a nie stawanie naprzeciwko wyzwań XXI wieku. Nie wierzę w sensowny dialog, bo on nie istnieje, co jest ciemną stroną obecnych rządów.

Związki zawodowe nie są już traktowane jako piąte koło u wozu, tylko właściwie jak wróg społeczny. Jeśli mamy inne zdanie, nawet nie krytyczne, tylko po prostu inne, to od razu jest odbierane jako atak na rząd.

Jakie zmiany powinny zatem, Pana zadaniem, zajść w oświacie, żeby poprawić jej funkcjonowanie, także w obecnej sytuacji?

Przede wszystkim odbiurokratyzowanie szkoły, żeby nauczyciel 90% swojego czasu pracy poświęcał na nauczanie. Dzisiaj 30-40% poświęca na różnego rodzaju procedury, które niczemu nie służą.

Druga sprawa to reforma programowa. Dzisiejsza szkoła jest nadal szkołą tzw. kującą, czyli zmuszającą do uczenia się formułek i nieinnowacyjną, nieposzukującą nowych wartości.

Pozostaje też wspomniana już kwestia dosprzętowienia. Dzisiaj szkoła jest zacofana. Jak można uczyć, w dzisiejszych czasach, opierając się wyłącznie na podręcznikach? To jest nonsens. Jeśli spojrzymy, na to, co dzieje się w Holandii, Finlandii czy Korei Południowej, czyli w tych krajach z czołówki, jak przygotowuje się tam dzieci i młodzież do życia we współczesności, to my jesteśmy w innym świecie. Ale obecni rządzący chyba tego nie rozumieją i to jest tragedia.

Jeśli to się nie zmieni, to szkoła będzie wypuszczała ucznia, który metaforycznie będzie stawał na rozstaju dróg i nie będzie wiedział dalej co zrobić. Dla potencjalnego pracodawcy będzie problemem, bo będzie trzeba go doszkalać, żeby w ogóle był gotowy do pracy.

Ponad rok temu nauczyciele strajkowali, m.in. postulując o podwyższenie poziomu płac w edukacji. Wzrost pensji był, ale nie tak duży jak oczekiwano, a dzisiaj nauczyciele stoją przed nowymi wyzwaniami, więc podniesienie poborów byłoby chyba jeszcze bardziej uzasadnione?

Nie jesteśmy grupą roszczeniową, ale doszło do spłaszczenia płac. Płaca minimalna od 1 stycznia, wyprzedzi płacę stażysty. To po co studiować? Po co zdobywać kolejne stopnie awansu, skoro finansowo to nie ma sensu. Dzisiaj młodzi nauczyciele odchodzą z zawodu, bo zarabiają niecałe 2 tys. miesięcznie netto, a ta praca wymaga nie tylko przygotowania merytorycznego. Wymaga ona też pewnych predyspozycji psychospołecznych. Nie każdy się do niej nadaje, trzeba mieć to, co się nazywa powołaniem, ale bez godziwego wynagrodzenia nikt nie będzie chciał iść do pracy w szkole.

Zeszłoroczna podwyżka wynosiła 6%, a w sklepach widać, że produkty z tzw. podstawowego koszyka żywieniowego podrożały o 16, 17 czy nawet ponad 20%. Jeśli nie będzie poprawy w kwestii finansowania oświaty i wynagrodzeń nauczycieli, to młodzi nie będą przychodzić do zawodu. A właściwie już jest pięć po dwunastej, bo odpływ kadr ciągle trwa.
Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl