Kultura i Rozrywka

Wróć

Co widział kamerdyner. Między nami wariatami

2011-12-22 00:00:00
Klinika dla psychicznie chorych. Doktor Prentice właśnie przesłuchuje swoją przyszłą sekretarkę - pannę Geraldinę Barclay. Tak zaczyna się komedia omyłek napisana przez Joe Ortona, a przeniesiona na deski Teatru Dramatycznego przez Andrzeja Zaorskiego.
Komedia omyłek, gdzie zdrowi stają się wariatami. Wariaci jeszcze większymi obłąkanymi i wkręceni w ten wir Bogu ducha winni Geraldina (w tej roli Katarzyna Mikiewicz) właśnie oraz boy hotelowy Nickolas Beckett (wciela się w niego Maciej Radziwanowski) muszą kombinować, by wyrwać się z tego kręgu. Początek jest jeszcze obiecujący. W rozmowie Geraldiny i doktora Roberta Prentice'a jest miejsce na żarty słowne - świetnie też gra Mikiewicz, wyglądając z miną słodkiej idiotki zza parawanu. Zaraz jednak wszystko siada, a widz zaczyna zastanawiać się, kto tu z kogo robi wariata. Aktorzy z siebie, czy też może z siedzącego na widowni widza?

Bo o ile jeszcze niektóre sceny mogą śmieszyć - ciągłe damsko-męskie przebieranki, choreograficznie znakomity moment, w którym Prentice (Dąbrowski) rozbiera swoją spektaklową żonę (w tej roli Dorota Radomska) czy te chwile, gdy w pensjonacie pojawia się sierżant Match (Sławomir Popławski) z lekkością wypowiadający swoje kwestie i rozbrajający miną - to całość dłuży się niemiłosiernie i nuży.

Reżyserujący spektakl Andrzej Zaorski nazywa Ortona prekursorem humoru grupy Monty Pythona. Jednak już po pierwszych scenach widać, że to określenie mocno na wyrost. Największą słabością tego spektaklu jest właśnie tekst. Może kolejny wybór repertuaru będzie bardziej trafny.

Przeczytaj także:
Co widział kamerdyner. Brytyjska farsa o powszechnym obłędzie
andy