Co by było, gdyby… sędziowie się nie mylili?
Sędziowie – drażliwy temat. Poruszanie go to jak stąpanie po cienkim lodzie, ale nie można nie liznąć kwestii arbitrów w kontekście Jagiellonii, która w ostatnim czasie jest najczęściej tracącym punkty zespołem z powodu ich złych decyzji.
Grzegorz Chuczun
Zabrzmiało groźnie, z nastawieniem na atak skierowany w stronę panów z gwizdkami w ustach. Nie, będzie obiektywnie, ale też strasznie, bo fakty są właśnie zatrważające. Czasami jednak warto zagłębić się w pracę arbitra, aby zobaczyć, jak trudną pracę on wykonuje.
Do rzeczy. Weszlo.com opublikowało niedawno swoją niewydrukowaną tabelę od sezonu 2014/2015 do dziś. Dla niewtajemniczonych, niewydrukowana tabela to własna klasyfikacja dziennikarzy portalu, którzy weryfikują wyniki, jeżeli arbiter wpłynął na końcowy rezultat meczu. Przykład, jest 1:1, a do końca starcia 10 minut gry. Sędzia dla zespołu A nie dyktuje ewidentnej jedenastki, co niemal równoznaczne byłoby z golem. W niewydrukowanej tabeli wpisywany jest zatem nie remis i 1 punkt dla drużyny A, lecz zwycięstwo i 3 oczka.
No właśnie. Jagiellonia przez dwa poprzednie sezony i pół obecnego na pomyłkach arbitrów straciła najwięcej punktów w całej lidze. Ile? Prawdopodobnie 16. Trzeba jednak powiedzieć szczerze, że – choć rzadko – to jednak czasem też na wpadkach sędziów korzystała. Przykład? Poniedziałkowy mecz z Arką. Gdyby nie błąd Szymona Marciniaka przy podyktowaniu rzutu wolnego pośredniego, prawdopodobnie – i to jest słowo klucz, które pojawiać się będzie bardzo często – białostocki zespół z Gdyni – zamiast ze zwycięstwem – wróciłby z remisem.
Co jeszcze by się prawdopodobnie wydarzyło, gdyby nie pomyłki arbitrów?
Prawdopodobnie... Jagiellonia byłaby przynajmniej wicemistrzem Polski
W sezonie 2014/2015 Żółto-Czerwoni zajęli w lidze 3. miejsce. W mieście była chrapka na mistrzostwo, były wielkie nadzieje, marzenia, oczekiwania. Ostatecznie skończyło się na brązie, który i tak jest fantastycznym wynikiem, lecz mogłoby być lepiej. Mogłoby, gdyby nie pomyłki sędziów. Przez 37 kolejek wspomnianych rozgrywek Jagiellonia na wpadkach arbitrów skorzystała 5 razy. Przy czym aż 14 razy (najwięcej w lidze) na decyzjach panów w czarnych strojach traciła. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że na koniec sezonu różnica do drugiej Legii wyniosła 1 punkt, a do mistrzowskiego Lecha 2 oczka, można śmiało postawić tezę, że przy marzeniach białostockich kibiców majstrowali arbitrzy.
Głośno było zwłaszcza po meczu z Legią w Warszawie, gdzie stołecznemu klubowi sędzia Gil podyktował rzut karny w 98. minucie gry. Eksperci, dziennikarze, komentatorzy byli zgodni. Jedenastka się nie należała i wypaczyła wynik spotkania. Decyzja arbitra zabrała Jagiellończykom 1 punkt (do 97. minuty było 0:0), a Legii dała 2 dodatkowe oczka. Oprócz strat punktowych, starty zdrowotne ponieśli zapewne także Bartłomiej Drągowski i Michał Probierz, którzy mieli problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy.
O ile więc z wyprzedzeniem Lecha byłoby ciężko, bo klub z Poznania też na błędach arbitrów więcej stracił niż zyskał, to Legię prawdopodobnie Jaga by w ligowej tabeli łyknęła.
Prawdopodobnie… Jagiellonia miałaby szansę na kolejny Puchar Polski
Tak, była szansa na powtórzenie wyniku z 2010 r., kiedy to Żółto-Czerwoni wygrali krajowy puchar. W 2014 r. białostocki klub mierzył się w półfinale z Zawiszą Bydgoszcz i choć pierwszy mecz Jaga przegrała, to w rewanżu była szansa na odrobienie strat. Nie pozwolił jednak na to Szymon Marciniak, który nie podyktował dla klubu z Podlasia dwóch rzutów karnych. Do jednego błędu w pomeczowej wypowiedzi sam się zresztą przyznał.
Czy Jaga, mając dwie jedenastki, zdołałaby awansować do finału? Nie wiadomo. Prawda jest taka, że miałaby na to duże szanse.
Prawdopodobnie... zimą 2016 r. działacze Jagi mogliby otwierać szampany
Choć i tak pewnie to zrobią, bo mimo wszystko za Jagą świetne miesiące, to nawet jeżeli Żółto-Czerwoni spędzą zimową przerwę na fotelu lidera, przewaga nad Lechią nie będzie zbyt duża, a szampan nie posmakuje tak jak mógłby smakować.
Jeśli dodamy 2 punkty za błąd sędziego w Gdyni, w tym sezonie Jagiellonia na pomyłkach arbitrów straciła prawdopodobnie tylko 2 oczka. Jednak druga w tabeli Lechia na decyzjach panów czuwających nad prawidłowym przebiegiem rozgrywki zdobyła już prawdopodobnie 7 punktów więcej. Gdyby więc nie pomyłki, Jaga miałaby być może 9 oczek przewagi nad rywalem znajdującym się za swoimi plecami. Prawdopodobnie mogłoby tak być, jednak trzeba pamiętać, że nie zawsze rzut karny to gol, a gra w przewadze przez godzinę czasu to pewne zwycięstwo. Dopisywanie punktów na zapas często jest błędne, ale daje pogląd na to, co mogłoby się wydarzyć gdyby.
Nawet jeżeli Jaga nie miałaby teraz aż 9 oczek przewagi, to prawdopodobnie (znów słowo klucz tego tekstu) posiadałaby od Lechii przynajmniej 3-4 punkty więcej, co w ostatecznym rachunku może mieć bardzo duże znaczenie.
Sędziowanie – diabelnie trudna praca
Trzeba być jednak obiektywnym. Frustracja Michała Probierza przy pomyłkach arbitrów jest rzeczą naturalną i łatwo takie zachowanie zrozumieć, aczkolwiek trzeba też mieć na uwadze, jak trudną pracę sędziowie wykonują. Tak, wykrycie ręki w polu karnym czy faulu jest ich obowiązkiem. I powinni to robić z dużą skutecznością, jednak oni też są tylko ludźmi. Nie zawsze da się wszystko wyłapać. Trudne do wychwycenia są zwłaszcza pozycje spalone. Ci, którzy podczas niesłusznego ofsajdu nazywają pana z gwizdkiem sędzią kaloszem w bardziej wulgarnej wersji, powinni odpalić popularną wyszukiwarkę i znaleźć tam testy. Testy, podczas których widząc perspektywę sędziego liniowego, należy ocenić, czy był spalonej w danej sytuacji czy też nie. Bardzo ciężko tu nawet o 50% skuteczności.
Warto więc nieco bliżej przyjrzeć się pracy, jaką wykonują sędziowie i na własnej skórze przekonać się, jak trudno podjąć właściwą decyzję przy spalonym i mieć na uwadze, przy jak dużej presji pracują na murawie panowie z gwizdkami. Dodatkowo ludzkie oko to nie komputer, nie jest perfekcyjne. Błędy będą się zdarzać i zdarzać się muszą. Chyba że wprowadzone zostaną powtórki wideo.
Technologia receptą na zło
Powtórki wideo są wprowadzane bardzo delikatnie. Są w zasadzie na razie testowane, gdyż największe piłkarskie federacje i krajowe związki bardzo niechętnie nastawione są do nowinek technologicznych na placu gry. Często argumentem przeciwko powtórkom wideo dostępnym dla arbitrów jest zbytnie wydłużenie się spotkania. Jednak życie pokazuje, że wcale tak nie jest. Przykład pierwszy z brzegu. Kilka dni temu na Klubowych Mistrzostwach Świata sędzia nie podyktował jedenastki, ale po chwili podjął decyzję o sprawdzeniu nagrania ze stykowej sytuacji w polu karnym. Efekt? Oczywisty rzut karny i zmiana werdyktu. Cała ocena trwała kilkadziesiąt sekund, czyli wcale nie więcej niż boiskowe sprzeczki podczas kontrowersyjnej boiskowej sytuacji.
Wracając do Jagiellonii, tak klub z Białegostoku bardzo często był w ostatnim czasie pokrzywdzony, ale warto mieć na uwadze, że w naturze nic nie ginie. Dziś Żółto-Czerwoni stracili kilkanaście oczek na pomyłkach sędziów, jutro jakąś tam część punktów na kolejnych wpadkach arbitrów odzyskają. Kto wie, czy trend nie odwrócił się właśnie w starciu z Arką.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl