Aktualności

Wróć

Co białostoczanie zrobiliby, gdyby trafili szóstkę w Lotto?

2019-02-26 07:15:48
Nowy dom, mieszkanie, działka i pomoc bliskim – to tylko niektóre z pomysłów, jak można by wykorzystać miliony wygrane na loterii. Sprawdzamy, na co jeszcze białostoczanie przeznaczyliby pieniądze.
JF
Każdy marzy o wygranej w Lotto, by tak z dnia na dzień zostać milionerem. Okazuje się, że wiele osób doskonale wie, na co przeznaczyłoby zdobyte miliony.

Przede wszystkim nowy dom lub mieszkanie

Gdy zapytaliśmy mieszkańców Białegostoku, co zrobiliby z wygraną w totka, najczęściej wymieniają kupno nowego lokum.

- Kupiłabym sobie domek na wsi, jestem już na emeryturze, więc to byłoby spełnienie mojego marzenia. Miałabym mały ogródek, gdzie sadziłabym kwiaty, warzywa. A może nawet miałabym własne kury – mówi Krystyna Walenczuk. - I na pewno kupiłabym swoim dzieciom mieszkania, żeby nie musiały tych kredytów na całe życie brać. Pewnie też wsparłabym brata, przydałby my się, nie wiem, może samochód nowszy albo jakieś wakacje. No i jakieś prezenty wnukom, bo chyba by nie darowały, że babcia ma miliony na koncie i się nie dzieli – śmieje się.

Okazuje się, że wiele osób ma dość zbliżone marzenia.

- Co bym zrobiła z szóstką w totka? Od razu kupiłabym większe mieszkanie, na jakimś nowym, ładnym osiedlu. I spłaciłabym kredyt. No i wiadomo, fajnie byłoby pojechać gdzieś za granicę z mężem i dziećmi, kupić jakiś duży, nowy samochód. I na pewno zaszalałabym także na zakupach, fajnie byłoby kupować ciuchy, chociaż raz nie patrząc na ceny, prawda? - opowiada Ada Kowalewska. - Ale nie byłabym też egoistyczna, na pewno pomogłabym swoim bliskim i przyjaciołom. W jaki sposób? No nie wiem, rodzicom wyremontowałabym dom, a przyjaciołom np. kupiła po wymarzonym samochodzie, a co będę im żałować! - śmieje się.

Zapewnienie lepszego startu dzieciom

Niektórzy, gdyby wygrali miliony, to większą część nagrody przeznaczyliby na lepszy start swoich pociech.

- Zadbałabym przede wszystkim o wykształcenie swoich córek. Mogłyby się uczyć wtedy, gdzie tylko by chciały, nawet za granicą. Jedna wiem, że marzy, by w przyszłości mieć swój salon kosmetyczny, to też bym jej dała na to pieniądze, nie musiałaby brać żadnych kredytów ani pożyczek. Założyłabym też córkom lokaty. A sobie to ewentualnie bym kuchnię wyremontowała, bo już jest nie pierwszej świeżości – mówi Teresa Cisz. - A i zapomniałabym, dałabym pieniądze dla męża, żeby sobie nową wędkę kupił, bo coś ostatnio o tym wspominał, a on tak lubi jeździć na te ryby.

Są też osoby, które gdyby z dnia na dzień zostały milionerami, to pierwsze, co by zrobiły, to ściągnęły do domu przebywające na emigracji dzieci.

- Mój syn od 5 lat siedzi za granicą. Ani żony, ani dzieci. Najpierw miał wrócić po roku, potem po dwóch. I tak cały czas niby jeszcze na coś trzeba odłożyć. Nawet chyba już ja tracę nadzieję, że w ogóle wróci. Ale co się dziwić, pracę miał tu słabo płatną, tam zarabia dużo. Mówię mu, żeby znalazł tam jakąś dziewczynę, może i ma, tylko powiedzieć nie chce. Gdybym trafiła szóstkę w totka, to większość pieniędzy dałabym jemu, żeby wrócił i tu żył i pracował. Mógłby kupić mieszkanie, firmę założyć, co by chciał. A ja bym miała swojego jedynaka przy sobie – mówi Renata z Białegostoku, która nie chce podawać nazwiska. - Jak na razie to tylko gram na tych loteriach i nie wygrywam, ale nie tak dawno ktoś od nas trafił, więc może akurat i mi kiedyś szczęście dopisze.

Rzeczywiście nie tak dawno szczęśliwiec w Białymstoku zgarnął najwyższą wgraną w Lotto: Lotto. Padła szóstka w Białymstoku.

Często gramy na loteriach?

Białostoczanie dość często grają na loteriach, jednak jak sami przyznają, robią to bardziej przy okazji aniżeli regularnie.

- Najczęściej gram, jak kupuję jakąś gazetę czy bilet na autobus i jest totalizator, to sobie wezmę kupon na chybił trafił. Nie mam żadnych swoich liczb czy czegoś takiego, ale podobno są osoby, które od lat skreślają te same. Może to ma jakiś sens, ja to traktuję bardziej na luzie, ale nie ukrywam, że fajnie byłoby wygrać – mówi Michał Sandomierski. - Nie kupuję też kilku losów, zazwyczaj jeden, góra dwa. Jak mam wygrać, to wygram, z takiego wychodzę założenia.

Są jednak osoby, które zazwyczaj same skreślają ważne dla nich liczby.

- Lubię sama zakreślić kupon, jak mam czas. I zawsze są to jakieś ważne daty np. urodziny syna, wnuczki czy rocznica ślubu. Chyba po cichu wierzę, że te daty przyniosą mi szczęście – mówi Grażyna Domaszewska. - Raz w miesiącu kupuję kupon, rzadziej częściej. Czasem też biorę zdrapki, ale to raczej dla wnuczki, bo ona lubi je drapać – dodaje.
Justyna Fiedoruk
justyna.f@bialystokonline.pl