Aktualności

Wróć

Chore, wycieńczone i często bez opieki. Na granicy są też małe dzieci [WYWIAD]

2024-07-29 07:10:45
Senator Maciej Żywno opowiedział nam o aktualnej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Ofiarami wojny hybrydowej są cywile. Dzieci, kobiety, osoby dorosłe, a nawet całe rodziny. Żywno widzi światełko nadziei w dobrych ludziach, którzy niosą pomoc szukającym azylu.
Materiały medialne
Na czym polega wojna hybrydowa i jej tragizm?

Senator Maciej Żywno: To nowe pojęcie, które wkroczyło do obiegu, mimo, że w prawie międzynarodowym nie ma definicji wojny hybrydowej. Można rzec, że jest to wywoływanie konfliktu, generowanie zagrożeń poniżej progu wojny, sposób na angażowanie sił i środków po przeciwnej stronie, budowanie zamieszania i poczucia zagrożenia. W tym konkretnym przypadku polega na spowodowaniu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej przez białoruskie władze inspirowane oczywiście przez Kreml.

Reżim Łukaszenki wykorzystując aparat państwowy, państwowe środki komunikacji ściąga do swojego kraju uchodźców – głównie z Afryki i Bliskiego Wschodu mamiąc ich wizją dotarcia na Zachód, do Europy a nawet Ameryki Północnej. Są oni dowożeni do granicy z Polską i tam nierzadko spychani na pas przygraniczny. Otrzymują zgody na czasowy pobyt na Białorusi i wiedzą, że wraz z końcem terminu ważności wiz muszą Białoruś opuścić. Stąd ich determinacja żeby dostać się do Polski. Służby białoruskie zresztą nie pozwalają im wydostać się z tego pasa przygranicznego. A polskie służby chroniąc granicy nie pozwalają im na wejście na teren naszego kraju. Tak powstał kryzys humanitarny na granicy, który trwa już wiele miesięcy.

Co dzieje się obecnie na granicy?

Cały czas trwa wojna hybrydowa i na razie nic nie wskazuje na to, żeby miała się zakończyć. Z uwagi na fakt, że Białoruś wspiera Rosję, która wszczęła konflikt zbrojny z Ukrainą, nałożone zostały na ten kraj sankcje przez Unię Europejską i zostały zamknięte przejścia graniczne znajdujące się w województwie podlaskim. Na granicy trwa również kryzys humanitarny oraz rozbudowa technicznych zabezpieczeń granicy. Wprowadzono także strefę buforową ograniczającą dostęp bezpośrednio do granicy dla służb granicznych, dziennikarzy i organizacji niosących pomoc humanitarną. Jednocześnie trwa także dramat ludzi, którzy na granicę zmierzają.

Kim są ludzie przekraczający granicę? Z relacji Straży Granicznej wynika, że są to głównie mężczyźni. Mało mówi się już o tym, że na granicę w wyniku działań propagandowych Białorusi trafiają prawdziwi uchodźcy z krajów wysokiego ryzyka, np. Syrii i Sudanu.

Są to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, rodziny z dziećmi a nawet nieletni bez opieki dorosłych. Uciekają przed prześladowaniami politycznymi czy religijnymi w swoim kraju, wojną i biedą. Są wśród nich także chrześcijanie np. z Syrii. Czasami mają chore dzieci i dążą na Zachód żeby znaleźć dla nich pomoc medyczną. Czasami zanim dotrą do granicy spędzają całe miesiące w lasach po białoruskiej stronie. W głodzie, chłodzie lub upale. Dużo mówi się o młodych, agresywnych mężczyznach, którzy atakują polskie służby graniczne. Warto zaznaczyć, że do końca nie wiemy, czy to faktycznie uchodźcy czy też członkowie białoruskich służb lub osoby przez nich wynajęte. Jest to zatem duża mieszanka ludzi, z którą trzeba sobie poradzić.

Straż Graniczna, służby i wojsko muszą dbać o szczelność granicy, ale jednocześnie powinniśmy mieć wyczucie wsparcia humanitarnego dla najsłabszych, w tym też dzieci. Warto tu zaznaczyć także, że w zdecydowanej większości nie mają oni szansy zgłosić się na przejścia graniczne, bo te są zamknięte lub służby białoruskie ich na nie nie wpuszczają.

Może jeszcze kilka słów o push backu - na czym polega i czy jego wprowadzenie powinno być zabronione?

Zgodnie z prawem międzynarodowym osoba, która przedostała się przez granicę i deklaruje chęć ubiegania się o status uchodźcy powinna zostać objęta określoną procedurą – trafić do ośrodka dla uchodźców a odpowiednie służby powinny zweryfikować, czy spełnia określone warunki by otrzymać azyl. Jeśli nie – powinna zostać deportowana do kraju pochodzenia. Push back to siłowe odsyłanie migrantów do państwa, z którego przedostali się przez granicę bez możliwości ubiegania się o azyl. W tym przypadku jest to wywiezienie na pas graniczny. Czyli przepychanie na Białoruś ludzi, którzy przedostali się na teren naszego kraju nawet jeśli deklarują oni chęć złożenia wniosku o azyl.

W jakie działania zaangażował się Pan w związku z kryzysem migracyjnym?

Angażowałem się bezpośrednio w ratowanie życia i zdrowia poszkodowanych uchodźców znajdujących się po polskiej stronie granicy - udzielałem pierwszej pomocy. Jako senator interweniuję w konkretnych sprawach, konkretnych osób, które uciekając przed prześladowaniem chcą złożyć wnioski o status uchodźcy. Interweniuję też w odpowiednich ministerstwach domagając się wsparcia mieszkańców strefy przygranicznej, doposażenia szpitala powiatowego w Hajnówce, do którego trafiają funkcjonariusze strzegący granicy – poszkodowani podczas różnych wypadków podczas służby, czy zaatakowani przez agresywne osoby.

W jaki sposób białostoczanie mogą pomagać uchodźcom?

Przede wszystkim otworzyć obiektywnie oczy i uszy na całą sytuację. Nie dać się zastraszyć, bo nikt nie chce otwierać granic i poza kontrolą wpuszczać wszystkich. Warto wyrobić sobie własną opinię i zdanie w tej sprawie i uwierzyć, że organizacje pozarządowe o charakterze humanitarnym są potrzebne i udzielając pierwszej pomocy de facto wspierają rozwiązanie kryzysu.

Czy widzi Pan szansę na zmianę opinii publicznej? Po komentarzach i wypowiedziach białostoczan widać, że przeważają bojowe nastroje i mieszkańcy naszego miasta są często negatywnie nastawieni względem pomocy uchodźcom. Czy ich obawy dotyczące własnego bezpieczeństwa są słuszne?

Nasz region jest regionem wielokulturowym. Ponadto przez wiele lat mieszkają w Białymstoku uchodźcy z Czeczenii, ostatnio uchodźcy z objętej wojną Ukrainy. Przebywają tu też – z różnych przyczyn - osoby narodowości białoruskiej. Białostoczanie bardzo angażowali się w pomoc Ukraińcom. Wielu białostoczan działa w lokalnych stowarzyszeniach i fundacjach, pokazują, że mają w sobie dużo empatii i społecznego zaangażowania. To nie jest więc tak, że białostoczanie nie są empatyczni i nie pomagają czy nie chcą pomagać co do zasady.

Znam emerytki, które uczą języka polskiego dzieci uchodźców, pomagają im odrabiać lekcje a jednocześnie zapytane czy chcą żeby wpuszczać do Polski imigrantów powiedzą „nie”. Bo to często media kreują wizje, pokazują non stop obrazy budzące poczucie zagrożenia: pokazują wyłącznie grupę mężczyzn uzbrojonych w kije forsujących granicę. A tam są też chore dzieci, ciężarne kobiety, którym potrzebna jest pomoc medyczna, nieważne – otrzymają azyl czy nie. Tylko trudno jest przebić się z tym przekazem, walczyć ze stereotypami. Jednocześnie siła służb mundurowych i wojska na granicy jest już na tyle duża, że coraz skuteczniej utrzymują oni szczelność granicy.

Czy obecna sytuacja na granicy może doczekać się szczęśliwego zakończenia? Jakie rozwiązanie Pan widzi? Co musiałoby się zmienić?

Cały czas powtarzam, że możliwa jest skuteczna ochrona polskiej granicy przy jednoczesnym zachowaniu zasad humanitarnych. Mamy świetnie wyszkolone służby graniczne, wojsko, kompetentnych dowódców. Można znaleźć sposoby na to, żeby odpierając na granicy ataki agresywnych mężczyzn – nierzadko inspirowanych przez reżim białoruski – nieść pomoc osobom potrzebującym. Dzieci nie znalazły się na granicy z własnego wyboru, czy w XXI wieku mamy pozwolić im tam cierpieć czy umierać? Czy kilkuletnie chore dziecko czy ciężarna kobieta stwarza zagrożenie?

To dorośli ich tutaj ściągnęli i naszym zadaniem jest wydobycie dzieci z trudnej sytuacji. Nie musimy się bać, możemy to zrobić. Jednocześnie, jeżeli pojawiają się agresywni migranci, używający przemocy względem strażników granicznych, to należy adekwatnie na to reagować i nie pozwolić na ataki. To musi być wyraźnie postawione. Reagowanie w wojnie hybrydowej, wykorzystującej cywilów powoduje, że także musimy reagować hybrydowo – obok wojska korzystać ze współpracy ze społecznościami lokalnymi i organizacjami pozarządowymi. Mówiłem o tym, w moim wystąpieniu na ostatnim posiedzeniu Senatu.

Czy jest historia uchodźcy, która w szczególny sposób pana poruszyła?

Takich historii jest wiele. Najgorsze dotyczą rannych i chorych dzieci. Zrozumie to chyba każdy rodzic. Te dzieci tułają się po lasach, są uwięzione tuż za zaporą, a nikomu nic złego nie zrobiły. O ile dorośli, świadomie lub wprowadzeni w błąd, podejmują decyzję, że znajdują się na pograniczu polsko-białoruskim, to dzieci takiego wyboru nie miały.
Zofia Kondraciuk
24@bialystokonline.pl