Błędy w umowie
W grudniu pisaliśmy o tym, że do Białegostoku, a konkretnie na działania na osiedlu socjalnym Barszczańska trafi 3 mln zł z Ministerstwa Rozwoju w ramach programu Model lokalnego programu przeciwdziałania dziedziczenia biedy.
Żeby dzieci nie odziedziczyły biedy. Są pieniądze na program wsparcia rodzin
Jak poinformowało dzisiaj (11.05) miasto, tak się jednak nie stanie. Powodem miały być niespójności formalno-prawne w umowie o partnerstwie, którą przedstawił lider projektu, czyli Stowarzyszenie Europartner, a które, zdaniem urzędu, mogły być niezgodne z prawem. Stało się tak dopiero teraz, mimo że uchwałę intencyjną rada miasta podjęła już w czerwcu 2016 roku.
Wymieniane są przede wszystkim cztery powody tej decyzji. Pierwszym jest to, że pełnomocnictwo, które miałoby zostać udzielone Stowarzyszeniu, pozwalałoby prezesom spółki na zaciąganie zobowiązań finansowych bez kontroli miasta. Drugim to, że w uchwale intencyjnej, którą podjęła rada miasta w ubiegłym roku, jest zapisane, że koszty realizacji projektu poniesie Stowarzyszenie Europartner, a w umowie widnieje zobowiązanie dla miasta w wysokości 900 tys. zł, które finansowałoby trwałość projektu w 2019 roku.
Trzecie to z kolei fakt, że w zarządzie Stowarzyszenia jest radny Paweł Myszkowski (PiS), co miałoby kolidować z przepisem, że radni nie mogą prowadzić działalności gospodarczej z wykorzystaniem mienia gminy, w której zostali wybrani. W tym wypadku miałoby dojść do wykorzystania zasobów ludzkich i lokalowych białostockiego MOPR. Jako czwarty argument miasto podnosi, że wyłonienie lidera w trybie pozakonkursowym mogłoby skutkować nieważnością umowy ze względu na zapisy w Ustawie o organizacjach pożytku publicznego i wolontariacie. Chociaż o umowie wiadomo już od roku.
- Nie możemy narażać miasta na straty finansowe i narażać się na odpowiedzialność prawno-karną - tłumaczył zastępca prezydenta Zbigniew Nikitorowicz.
Dopełniliśmy formalności
Z tymi zarzutami nie zgadzają się przedstawiciele Stowarzyszenia Europartner, którzy uważają, że spełnili wszystkie warunki. Poczynili choćby kroki, żeby nie doszło do ewentualnych problemów związanych z postacią radnego Myszkowskiego.
- Miasto nie jest podmiotem, który wkłada jakiekolwiek środki na etapie realizacji projektu. Żadne zasoby czy ludzkie, czy lokalowe nie będą wykorzystywane i to widnieje w umowie. Dlatego też nie zachodzi kolizja związana z radnym Myszkowskim. Są opinie radców prawnych urzędu wojewódzkiego, które mówią, że nie widzą takiej kolizji. To jest wymysł jeszcze sprzed roku. Dyrektor MOPR, uważała wtedy, że my zaangażujemy jej ludzi do realizacji tego projektu. My odcięliśmy te zasoby właśnie ze względu na możliwą kolizję - mówi Krzysztof Mnich, prezes zarządu Stowarzyszenia Europartner.
Prezes Mnich utrzymuje również, że Stowarzyszenie miało zapewnienie od wiceprezydenta Rafała Rudnickiego, że w wypadku, kiedy Ministerstwo Rozwoju wyrazi zgodę na wymagane zmiany, to miasto również to zrobi.
- Ministerstwo wyraziło na wszystko zgodę. Jeszcze wczoraj dowiedziałem się, że resort przyśle informację do urzędu miasta z prośbą o pozytywne rozpatrzenie wniosku.
Odnosząc się natomiast do kwoty 900 tys. zł, które miasto musiałoby wydać na kontynuację projektu przedstawiciel Europartnera podnosi, że rok rocznie z budżetu i tak idzie na te same działania ponad 400 tys, więc dołożyć byłoby trzeba ponad 300 tys. zł, ale oszczędności, które przyniósłby projekt stanowiłby ponad 1,5 mln zł.
Dwóch się kłóci, a stracą potrzebujący
Czasu na porozumienie jest coraz mniej, ponieważ projekt miał zostać rozpoczęty tak naprawdę w styczniu. W oświadczeniu przedstawionym przez wiceprezydenta Nikitorowicza padło, że decyzja miasta jest ostateczna. Mimo to druga strona liczy, że uda się jeszcze osiągnąć kompromis, bo inaczej wspominane 3 mln zł przepadną. Niezależnie od tego, kto w sporze ma rację - jedno jest pewne - stracą na tym ci, którzy z programu mieliby korzystać.
- Projekt miałby być uzupełnieniem działań na osiedlu, które robi się gettem. Są tam prowadzone różne działania, ale są one niespójne i nasza diagnoza pokazała, że jest wiele braków, które nie pozwalają na to, żeby ludzie mogli stanąć na nogi, a dzieci nie powielały destrukcyjnych zachowań. Projekt miałby te działania uspójnić i zadbać o to, czego tam brakuje – mówi Elżbieta Dallemura, prezes Stowarzyszenia Szansa, które miało być współorganizatorem.
W ramach programu wsparcie otrzymać miały 32 rodziny, w tym samotni rodzice. Dzięki jego działaniu, zwiększyć miała się liczba osób objętych pomocą asystentów rodziny, dzieci i młodzieży objętych wsparciem świetlic, a mieszkańcy osiedla uzyskaliby możliwość bezpłatnych kursów zawodowych i płatnych staży w przedsiębiorstwach.
Dla dzieci przewidziane były także obozy letnie i zimowe, biwaki, warsztaty edukacyjne, kursy językowe i korepetycje. Częściej mogłyby też wziąć udział w wyjściach do kina, teatrów, na koncerty. W różne aktywności, takie jak pikniki, obchody świąt czy wydarzenia artystyczne, wciągana miała być cała społeczność.