Białostoczanie chętnie dołączają do bazy DKMS. To duża odpowiedzialność
Co godzinę jedna osoba w Polsce dowiaduje się, że ma białaczkę. Jest możliwość, by pomóc takim ludziom. Już ponad 23 tys. Podlasian jest zarejestrowanych w bazie Fundacji DKMS.
DKMS
Co godzinę ktoś się o tym dowiaduje
Jak możemy przeczytać na stronie internetowej Fundacji DKMS, co godzinę jedna osoba w Polsce dowiaduje się, że ma białaczkę. Dla wielu chorych osób jedyną szansą na życie jest przeszczepienie komórek macierzystych szpiku od dawcy niespokrewnionego, niestety wiele osób nie znajduje zgodnego genetycznie dawcy.
Są jednak ludzie, którzy chcą zmienić ten stan rzeczy.
- Moja przygoda z DKMS zaczęła się na I roku studiów, kiedy zarejestrowałam się w bazie potencjalnych dawców szpiku. Niedługo po tym okazało się, że mój bliźniak genetyczny jest chory na białaczkę i potrzebuje przeszczepu – mówi Magdalena Misiura, studencka liderka DKMS w Białymstoku. – Jako ambasador Fundacji, miałam za zadanie zorganizować akcję rejestracji na UMB w grudniu ubiegłego roku. Wtedy do bazy dołączyło 126 potencjalnych dawców szpiku.
Podczas finału WOŚP udało się przygotować kolejny Dzień Dawcy Szpiku. W ciągu 7 godzin wolontariusze zarejestrowali 95 osób. Magdalena Misiura otrzymała telefon od koordynatora z Fundacji DKMS z gratulacjami. Białostoczanie osiągnęli najlepszy wynik w Polsce.
Jak zostać potencjalnym dawcą?
Jak wygląda proces rejestracji? Na początku wolontariusz przeprowadza ogólny wywiad medyczny, dotyczący wieku, wagi i ogólnego stanu zdrowia kandydata. Jeżeli dana osoba spełnia wymogi, wypełnia się formularz z danymi osobowymi. Na końcu pobierany jest wymaz z wewnętrznej strony policzka.
- Zgodnie z najnowszymi danymi z Fundacji DKMS, będącej największą w Polsce bazą zrzeszającą potencjalnych dawców szpiku, na terenie woj. podlaskiego w bazie zarejestrowanych jest 23 632 osób - informuje Magdalena Misiura. - W skali kraju (1 012 630) może się to wydawać niewielkim odsetkiem, jednak sama znam wiele osób, które zostały już faktycznie dawcami.
To niezapomniana przygoda
Jedną z takich osób jest Katarzyna Kujawa. Kilka lat temu, jeszcze przed maturą, obejrzała w telewizji program o dawcach szpiku kostnego i postanowiła się zarejestrować. Przyszedł list, dwa patyczki i ankieta (jest też taka możliwość rejestracji). Zapomniała jednak o tym w natłoku pracy przedmaturalnej. Po egzaminie wyjechała ze swoim chłopakiem do Skorzęcina na turniej piłki nożnej. Tam zauważyła stoisko DKMS.
- W przerwie między lataniem po wodę i kibicowaniem krzyknęłam, że zaraz do wszystkich dojdę, gdyż muszę coś załatwić - wspomina.
Wtedy zarejestrowała się w bazie. Kilka miesięcy później, mniej więcej w październiku, dostała telefon z informacją, że musi zrobić badania krwi. Wtedy nie miała pojęcia, co to oznacza i jaka jest szansa, że zostanie dawcą. Po jakimś czasie dowiedziała się, że znalazł się biorca. Wywołało to u niej wielkie emocje - jak wspomina, rozpłakała się i nie mogła usiedzieć w miejscu. Jej rodzina i chłopak byli z niej dumni, choć miny mieli różne.
Zabieg miała mieć przeprowadzony drugą metodą - pobraniem z talerza kości biodrowej. Po około 2 tygodniach dowiedziała się jednak, że zabieg wykonany zostanie za pomocą pierwszej metody (pobieranie komórek macierzystych z krwi obwodowej). Nie odczuwała bólu. Jak mówi, ta metoda jest bardzo podobna do pobierania krwi. Całość trwała 2 dni, 2 razy po 4 godziny. Bardzo dobrze wspomina ten czas.
- Czy zrobiłabym to jeszcze raz? Oczywiście! Czekam na telefon z utęsknieniem, by znów przeżyć tę niesamowitą przygodę. To było magiczne, będę wspominać te chwilę do końca życia - mówi.
Dotrzeć do mniejszych miast
- Myślę, że wiosną albo latem jeszcze nie raz na terenie Rynku Kościuszki pojawi się czerwony namiot DKMS - mówi Magdalena Misiura. - Póki co mogę zdradzić, że chcemy propagować ideę dawstwa w kilkutysięcznych miejscowościach. Naszą grupę docelową będą stanowić mieszkańcy mniejszych miast na terenie województwa, którzy nie mieli okazji dołączenia do DKMS.
Mieszkańcy Białegostoku podczas organizowanych już Dni Dawcy wykazywali się znajomością tematu i bardzo chcieli dołączyć do bazy. Trzeba pamiętać o tym, że pewnym swojej decyzji należy być w 100%. Gdy zadzwoni telefon, oznacza to, że jest realna osoba, która czeka na naszą pomoc.
- Pojawia się u osoby chorej i u rodziny nadzieja, trzeba być tego świadomym. Jeżeli wiemy, że nie przezwyciężymy strachu przed igłami, lepiej omińmy stoisko do rejestracji i pomóżmy tym ludziom w inny sposób. Jeżeli wiemy, że za miesiąc wyjeżdżamy na drugi koniec świata i nie będziemy mogli przyjechać, nie rejestrujmy się. Jest wiele historii, gdzie znalazł się biorca i dawca nagle rezygnuje, bo sytuacja go przerasta. Komplikacje, jakie następują po takim zdarzeniu, są niewyobrażalne. Dlatego jest tak ważne, żeby było jak najwięcej potencjalnych dawców. Świadomych potencjalnych dawców - podkreśla Katarzyna Kujawa.
Monika Zysk
monika.zysk@bialystokonline.pl