Auto do 10 tys. zł i 300 zł na paliwo – tak wyglądają liczby polskich kierowców
Mimo że nasz kraj systematycznie się rozwija, to wciąż daleko mu do miana państwa bogatego. Widać to m.in. po tym, czym poruszają się polscy kierowcy. Co czwarta osoba deklaruje, że auto, którym jeździ, nie jest warte więcej niż 10 tys. zł.
pixabay.com
O tym, że nie posiadamy miana krezusów, świadczy fakt, że po polskich drogach jeździ najwięcej aut o wartości od 5 do 10 tys. zł – tak wynika z raportu Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS, który przeprowadzony został na zlecenie jednego z banków. Najtańszymi pojazdami poruszają się głównie ludzie starsi (ponad 65 lat) i młodzi (18-24 lat). Tylko co pięćdziesiąta osoba z kraju nad Wisłą może sobie pozwolić na luksus, jakim jest samochód za ponad 100 tys. zł.
Jeżeli chodzi o paliwo, to przeciętny Polak wydaje na nie od 200 do 300 zł. Miesięcznie wspomnianą sumę płaci 20% mieszkańców naszego kraju. Kolejne grono, czyli 18%, wydaje na benzynę, olej napędowy lub gaz między 100 a 200 zł. Ciekawostką jest, że powyżej 400 zł płaci za paliwo aż 54% osób mieszkających na wsi. Dla porównania, wśród tych, którzy na co dzień przebywają w metropoliach powyżej 500 tys. mieszkańców, jest to tylko 14%.
Jeżeli wydaje się nam, że autem jeździmy sporo, to jesteśmy w błędzie. Z badań wynika, że większość Polaków, bo aż 71%, przejeżdża rocznie do 20 tys. km. Prawie połowa osób z dużych miast (od 250 do 500 tys. mieszkańców), czyli takich jak Białystok, mieści się w przedziale 10-20 tys. km.
Nie jesteśmy także obojętni na ceny oferowane przez stacje benzynowe. Są one równie ważne jak odległość, jaka dzieli nas od stacji, i jej marka. Największą uwagę do liczby monet, jaką trzeba zapłacić za paliwo, przykładają kierowcy z miast do 50 tys. mieszkańców. Aż 6 na 10 osób uważa tam ten czynnik za najistotniejszy. W aglomeracjach takich jak Białystok korzystna cena jest najważniejsza tylko dla 28% posiadaczy aut.
Jeżeli więc twój ukochany blaszak jest wart tylko dwukrotnie więcej niż najnowszy flagowy smartfon uznanej firmy, a po zapaleniu się kontrolki sygnalizującej pusty bak jedziesz na stację benzynową oddaloną o kilka kilometrów, mimo że pod nosem już jedną masz, ale z cenami o kilka groszy większymi – nie martw się. Nie jesteś sam.
Rafał Żuk
rafal.zuk@bialystokonline.pl