Kryminalne

Wróć

Amfetamina, duża prędkość i lecące nogi. Kulisy wypadku przy Antoniukowskiej

2018-03-27 16:15:44
Mężczyzna, który przy ul. Antoniukowskiej potrącił dwie osoby, brał narkotyki. Jego towarzyszka widziała, że są poszkodowani i mimo to uciekła. Zaś osoby, które jechały drugim autem, zastanawiały się, w co uderzył 29-latek. Podejrzewali, że to kosz.
Dorota Mariańska
Sprawca był pod wpływem amfetaminy

W poniedziałek (27.03) przed sądem rejonowym ruszył proces 5 osób, które dwoma samochodami jechały do sklepu na Antoniuku Fabrycznym (zmierzali tam po alkohol).

To właśnie na nich ciążą zarzuty dotyczące tragicznego wypadku, do którego doszło 20 sierpnia minionego roku przy ul. Antoniukowskiej w Białymstoku. Zginęły wówczas dwie osoby. Zostały potrącone przez samochód, który wjechał na chodnik (zobacz też: Śmiertelny wypadek w Białymstoku. Było też obywatelskie zatrzymanie).

Młody mężczyzna, który siedział za kierownicą volkswagena polo, został oskarżony o to, że feralnego dnia miał przy sobie amfetaminę, prowadził pojazd, będąc pod jej wpływem, umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym i poruszał się z prędkością około 115 km/h, której nie zredukował. W rezultacie wjechał na chodnik i przodem auta potrącił śmiertelnie dwoje pieszych. Po czym w żaden sposób im nie pomógł i uciekł z miejsca zdarzenia.

Natomiast pozostałe osoby, które zasiadły na ławie oskarżonych, odpowiadają za nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku.

Tłumaczenia kierowcy

29-latek, który potrącił pieszych, przyznał się do winy.

- Chciałbym przeprosić rodziny poszkodowanych. Wolałbym sam zginąć w tym wypadku zamiast poszkodowanych - mówił przed sądem.

Mężczyzna wyjaśnił, że tragicznego dnia nie brał narkotyków, zażył je za to dwa dni wcześniej. Stwierdził, że nie jest w stanie wyjaśnić, jaką ilość amfetaminy przyjął. Potwierdził też, że wiedział, jak działa na jego organizm. Oskarżony nie ukrywał również tego, że przez pół roku nadużywał tego narkotyku:
- Przed wypadkiem chyba dłuższy czas nadużywałem amfetaminy. 5 albo 6 dni brałem pod rząd. Z czasem to traci swoją moc i bardziej zamula. Chcę ten fragment swojego życia wymazać z pamięci, ten wypadek, to wszystko.

Na pierwszej rozprawie 29-latek mówił też, że ani on, ani jego pasażerka, nie byli świadomi tego, że samochód wjechał w dwie osoby. Mężczyzna wyjaśnił, że kazał kobiecie uciekać, a potem sam uciekł, bo myślał, że uderzył w przystanek.

- Nie widziałem, że uderzyłem samochodem w dwoje ludzi, ponieważ samochód wpadł w poślizg, ja zamknąłem oczy. Nie widziałem leżących dwóch osób, gdybym widział, nie odjechałbym stamtąd. Byłem w jakimś amoku, szoku. Myślałem, że to albo śmietnik, albo przystanek – tak tłumaczył on swoje zachowanie.

Także sam samochód, którym jechał mężczyzna, nie był całkowicie sprawny. Biegły, który badał auto po wypadku, orzekł, że przednia, prawa opona, była nadmiernie zużyta.

Widziała co się stało i nie pomogła

Natomiast 22-latka, która również podróżowała volkswagenem, przyznała, że skłamała w zeznaniach złożonych przed procesem:
- Ja widziałam te osoby a zeznałam inaczej. Byłam w szoku i uciekłam. Widziałam uderzenie w te osoby. Uciekłam, bo się bałam.

Zmianę wersji wydarzeń argumentowała tym, że gryzie ją sumienie. Poza tym okazało się, że zanim kobieta wsiadła do auta, wypiła około 6 piw.

Ponadto - jak wynika z zeznań pasażerki sprawcy wypadku, zaprotokołowanych jeszcze przed rozpoczęciem procesu - 29-latek jechał strasznie szybko, na co miała mu ona zwracać uwagę. Zdaniem dziewczyny chciał się popisać.

Po wypadku pili piwo

Jednocześnie wyszło na jaw, że bezpośrednio po wypadku, mając krew na ubraniu, 22-latka uciekła w rejon łąk przy ul. Rzemieślniczej. Później dołączyli do niej kierowca i pasażerowie z drugiego samochodu. Pili piwo, po czym towarzysze odwieźli kobietę do domu.

Ostatecznie sama zgłosiła się na policję, po tym, jak zobaczyła w mediach społecznościowych, że był wypadek i zorientowała się, że to zdarzenie, w którym brała udział.

Co więcej, oskarżona chciała dobrowolnie poddać się karze. Wraz z obrońcą zaproponowała rok więzienia, który miałby by być zawieszony na 3 lata. Zarówno prokurator, jak i rodziny pokrzywdzonych, nie zgodziły się na to, więc sąd odrzucił jej propozycję.

Leciały nogi, a z nich spadały buty

Obszerne zeznania w poniedziałek złożyła także inna kobieta, która przebywała w audi, czyli drugim samochodzie związanym z tą sprawą.

- Ja jako kierowca widziałam, że samochód w coś uderzył. Potem widziałam, że samochód cofa i wybiega Anka. Cały czas patrzyłam w tę stronę, co ona wybiegła. Nie widziałam ofiar, byliśmy dużo za nimi, było ciemno, padał deszcz. Nie wiedziałam, co tam się stało. Widziałam, że ten samochód na prawo zjechał.

Dziewczyna tłumaczyła, że jedynym, co jej oraz innym osobom z audi przyszło do głowy, była wyprawa po pasażerkę volkswagena, po to, żeby ta powiedziała, co się stało. Natomiast, kiedy dowiedzieli się, że w wypadku uczestniczyły osoby postronne, wrócili na miejsce, a ponieważ była tam już karetka, uznali, że na pewno pomoc jest udzielana.

Co ciekawe, oskarżona jeszcze przed procesem wyjaśniała, że widziała, że leci ciało, nogi, a podczas lotu spadały buty. Pytana o to przez sąd prostowała, że zarówno ona, jak i jej towarzysze nie byli do końca pewni, że chodzi o człowieka. Zastanawiali się czy to nie kosz, i pojechali po wspomnianą Ankę, żeby się upewnić. Kobieta dodała też, że po uderzeniu widziała samochód 29-latka i to, że on nim jedzie, więc jak tłumaczyła pomyślała, że nic się nie stało.

Część osób, które odpowiadają przed sądem, miała już problemy z przestrzeganiem prawa. Na ich kontach figurują wyroki (m.in. za jazdę po pijanemu).
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl