Zaledwie 2 lata temu Ewa żyła jak wszyscy jej rówieśnicy. Studiowała architekturę na największej uczelni technicznej w regionie. Kierunek ten był jej marzeniem od dzieciństwa. Już jako dziewczynka uwielbiała malować i wykazywała zdolności w tej dziedzinie.
Podczas wakacji Ewa, jak wielu innych studentów, chciała sobie dorobić. Podjęła pracę jako kelnerka w okolicach Giżycka. Jadąc do pracy pewnego sierpniowego dnia miała poważny wypadek samochodowy, który zmienił życie dziewczyny oraz jej bliskich.
- Od tamtych zdarzeń i tamtej mojej córki minęły już dwa lata, ale jak wrócę myślą do tamtej chwil, to nadal cała się trzęsę. Wiadomość o wypadku spadła na naszą rodzinę jak grom z jasnego nieba. W głowie wówczas pojawiają się myśli - jak to możliwe i dlaczego dotknęło akurat naszą córkę? Na miejsce wypadku karetka dojechała wręcz błyskawicznie i Ewa znalazł się na SOR-ze w Giżycku. I co z tego, skoro lekarze dawali jej 10% szans na przeżycie?! Dojechałam tak szybko jak to było możliwe do szpitala – trafiłam tam w środku nocy, ale przez COVID-19 wizyta i kontakt były utrudnione, co nie polepszało całej sytuacji. Wpuście mnie do mojej córki – prawie krzyczałam - wspomina pani Beata, mama Ewy.
Lekarze nie ukrywali, że doszło do poważnych obrażeń, takich jak: uraz wielonarządowy, uraz śródczaszkowy, stłuczenie mózgu i płuc, obrzęk mózgu, złamany nos, krwotok śródmózgowy, wodogłowie pourazowe. Doszło również do uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego.
Ewa została przewieziona później do szpitala w Ełku i Olsztynie. Przez jakiś czas była wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Trafiła też na 3 miesiące do kliniki Budzik dla Dorosłych.
- Niestety ze względu na panującą pandemię, nie mogłam być tam z moją córką, co bardzo się odbiło na jej stanie. Ostatnie 2 lata mojego życia to nieustanna walka o polepszenie stanu córki i jej powrót do zdrowia. I zastanawianie, jak zdobyć na to środki. Nie jest to nasza pierwsza zbiórka dla Ewy, niestety nawet duże pieniądze szybko się kończą. Każdy turnus rehabilitacyjny w prywatnej klinice to wydatek rzędu 18 000 zł. Zdarzyło się nam także być w takim miejscu, gdzie turnus kosztował 27 000 zł. Więc są to ogromne pieniądze – opowiada mama dziewczyny.
Ewa jednak się nie poddaje, każdego dnia walczy o swoją sprawność. Rehabilituje się nawet po 4,5 godziny dziennie, chodzi nie tylko na fizjoterapię, ale też logopedię i neurorehabilitację. Obecnie dziewczyna nie komunikuje się samodzielnie, ale rozumie innych. Powoli zaczyna wypowiadać pojedyncze słowa i chwytać rzeczy lewą ręką, która jest jeszcze dość słaba. Każda taka zmiana jest ogromnym sukcesem i radością dla jej bliskich.
- Radość nam sprawia, kiedy uda się podnieść nieco wyżej rękę, albo kiedy dwie ręce zaczynają lepiej współpracować. To dziwne prawda? Kiedyś dla mnie nie do pomyślenia, ale teraz widzę w tym cud życia. Postępy są powolne, ale stałe. Bez rehabilitacji ich nie będzie. Z NFZ przysługuje 80 godzin rocznie, co jest kroplą w morzu potrzeb. Ewa potrzebuje zarówno rehabilitacji domowej, jak i wyjazdowych turnusów rehabilitacyjnych – wyjaśnia pani Beata.
Oczywiście to wszystko kosztuje ogromne pieniądze. Jednak bliscy dziewczyny zapowiadają, że nie zamierzają się poddać i będą o nią walczyć. Proszą jednak o pomoc, bo pieniądze na leczenie są ogromne.
Osoby, które chciałyby pomóc mogą wpłacać pieniądze na konto:
Miała wypadek i zamiast się uczyć, musi się rehabilitować. Pomóż Ewie wrócić do życia!